Kolejowa przed wojną
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Barbara Nowacka jest jedną z niewielu osób, które pamiętają koniński dworzec sprzed 1939 roku. - Przed wojną dworzec wcale nie śmierdział - odpowiada na pytanie o dominujący w stacyjnym budynku w ostatnich latach jego istnienia dokuczliwy smród z toalet. - Wręcz przeciwnie, było bardzo czysto i przyjemnie.
Pani Barbara pamięta przedwojenny dworzec tak doskonale, ponieważ mieszkała wtedy w jedynej kamienicy przy ulicy Dworcowej. W budynku stojącym w miejscu dzisiejszego bloku przy Dworcowej 8 mieściły się cztery mieszkania. - My mieszkaliśmy na parterze od strony dzisiejszych alei, a do klatki schodowej wchodziło się z podwórza - pamięta Barbara Nowacka. - Państwo Kornaccy zajmowali mieszkanie dużo większe od naszego, wystarczające jeszcze dla dwóch rodzin: ich syna i córki, która wyszła za Majewskiego. Nad nami mieszkali państwo Mroczkowie, którzy jeździli po odpustach i handlowali dewocjonaliami (mama zawsze powtarzała, że to bardzo solidni ludzie), a nad Kornackimi było mieszkanie Olszewskich, ale nazwiska nie jestem pewna. Nie jestem też pewna nazwiska właściciela kamienicy, ale wydaje mi się, że należała do pana Łęckiego, masarza, który miał sklepy w starym Koninie. A sklep na narożniku, ten od strony dworca kolejowego, prowadziła pani Zacharska. Pamiętam też, że w dwóch sąsiednich kamienicach przy ulicy Kolejowej (dzisiaj stoi w tym miejscu blok przy Energetyka 8) były przynajmniej jeszcze dwa sklepy: w pierwszej Jakubowskiego, a następnej - Sroczyńskich.
Zawiadowca Szymczak, kasjer Zięba
Do szkoły przy ulicy Kolskiej ośmioletnia Basia poszła w 1931 roku a trzykilometrową trasę pokonywała pieszo. - Kiedy wracając widziałam wielkie czarne litery „Tartak parowy Aron Ryczke” (fot. nr 1), to już wiedziałam, że zaraz będę na miejscu. A potem, w miarę jak zbliżałam się do domu, rósł mi w oczach piękny kwiatowy klomb przed dworcem kolejowym - wspomina Barbara Nowacka.
Jeszcze dzisiaj potrafi dokładnie opisać wnętrze starego dworca kolejowego w Koninie (fot. nr 2; zdjęcie dworca, wykorzystane na karcie pocztowej z 1971 r.): - Zaraz za wejściem po lewej stronie była poczekalnia z masywnymi, ciemnymi ławkami, a za nią sala restauracyjna. Kto miał forsę, mógł tam sobie dobrze pojeść - uśmiecha się do wspomnień pani Barbara. - W restauracji pani Szymczakowa, żona zawiadowcy, miała w kącie kiosk z prasą. Państwo Szymczakowie zajmowali jedno z dwóch mieszkań na piętrze dworca, to od strony parku - pamięta moja rozmówczyni. - W tym drugim mieszkała Zosia Waszkiewicz, z którą się przyjaźniłam. Zapamiętałam kakao z cukrem, które na sucho u nich jadłyśmy. Jej ojciec, taki szczuplutki, mówił ze wschodnim akcentem, był telegrafistą. Zosia była trzy lata ode mnie starsza, ładna taka za swoją mamą, zmarła we wojnę podczas porodu...
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.