Lokalizację wieżowców na malowniczej skarpie wskazał Edward Gierek
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Byłażby więc to tylko legenda, jakich wiele krąży nie tylko po naszym mieście? Niekoniecznie. Edward Gierek był w Koninie z wizytą również w 1973 roku i wtedy też odwiedził hutę, a że w Polsce Ludowej planowano z dużym wyprzedzeniem, nie można wykluczyć, że sugestie Pierwszego zostały przekazane do spółdzielni z komitetu bez tłumaczenia, czyje życzenie stoi za tą lokalizacją. Tę wersję potwierdzają też pracownicy konińskiego KW PZPR.
Nowy projekt
Budowa rozpoczęła się najprawdopodobniej wiosną 1979 roku. Piszę najprawdopodobniej, bo w dokumentacji, jaką udostępnił mi Andrzej Chojnacki, kierownik Administracji Osiedla „Zachód” Konińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej (bardzo dziękuję za życzliwość i cierpliwość), nie ma na ten temat żadnych wzmianek. Od Leszka Bartkowiaka, który pracę na tej budowie rozpoczął na początku jesieni 1979 roku, wiem, że w tym czasie gotowe były już fundamenty pod pierwszy z trzech wieżowców przy Bydgoskiej, ten położony najwyżej, z numerem 16.
Były to zupełnie inne bloki od pierwszych siedmiu konińskich wieżowców, budowanych od połowy lat sześćdziesiątych przy ulicach Tuwima i Dworcowej (fot. 5). Na piątym osiedlu zaczęto bowiem stawiać wysokościowce według typowego projektu warszawskiej pracowni, podwyższone o jedno piętro do dwunastu kondygnacji. W osiemnastu wieżowcach postawionych w latach siedemdziesiątych przy ulicach Wyszyńskiego (jeden z nich wyróżniał wielki neon „Aluminium”), Wyzwolenia, 11 Listopada i Zakole mieszkania były znacznie większe od ciasnych klitek przy Tuwima i Dworcowej.
Równość na parterze
Niemal identyczne budynki miały stanąć przy ulicy Bydgoskiej. W dwóch pierwszych (Bydgoska 16 i 14) zaplanowano po 46 lokali w dwóch pionach. Mieszkania rozplanowano według jednego, dość czytelnego schematu. Od drzwi wejściowych korytarz prowadził prosto do łazienki i ubikacji, a po jego jednej stronie, tej z oknami wychodzącymi na front budynku, znajdował się pokój i kuchnia, natomiast po drugiej - dwa lub trzy pokoje.
Najbardziej demokratycznie było na parterze, bo tam wszyscy mieli po trzy pokoje, czyli - jak to się wtedy nazywało w budowlanej nomenklaturze - M4. Największy miał niecałe 15 metrów kwadratowych (mkw.), dwa po około 7, czwarty - 10, a całość - 62 mkw. I o ile w pierwszej klatce lokatorzy wyższych pięter mieli tak samo, to w drugiej klatce mieszkania różniły się wielkością. I to znacznie. Ci po lewej w swoich M3 z trzema pokojami mieli do dyspozycji 48 mkw., natomiast M5 tych z prawej liczyło niemal 73 mkw., a największy z czterech pokoi miał prawie 25 mkw.
Zupełnie inna była najwyższa kondygnacja, na której w każdej klatce znajdowało się jedno trzypokojowe mieszkanie oraz suszarnia i pralnia (w projekcie opisana jako pracownia). W przyszłości często przebudowywane na jedno dodatkowe lokum.
Aneks kuchenny
Niemal we wszystkich mieszkaniach, w jakich zdarzyło mi się bywać, lokatorzy likwidowali ścianę dzielącą mały pokój od kuchni, łącząc oba pomieszczenia w jedno. Tak też zamierzał zrobić Leszek Bartkowiak, który otrzymał przydział na lokal w pierwszym z oddanych do użytku bloków. Ponieważ był to budynek przeznaczony głównie dla pracowników firm - Energobloku, Energomontażu i Elektrobudowy - które stawiały wieżowce przy Bydgoskiej, lokatorzy liczyli na to, że unikną konieczności późniejszych przeróbek i wiedząc, które mieszkania im przypadną, po prostu tych ścian nie zamontują.
Szukasz pracy? Kilkaset aktualnych ofert znajdziesz w naszym serwisie ogłoszeniowym.