Architekt na węglu
Z HISTORII KONIŃSKIEJ KOPALNI
Choć o górnictwie nie miał bladego nawet pojęcia, został pierwszym po wojnie dyrektorem polskiej już Kopalni Węgla i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów. Nie była to jednak nominacja aż tak bardzo zaskakująca, jak by z pozoru mogło się wydawać. Ignacy Felicjan Tłoczek nie był bowiem postacią anonimową.
Zadumaliśmy się obaj przez krótką chwilę, wreszcie mój towarzysz odezwał się jakimś nieswoim głosem: - Wot i nasza zadacza. Zawtra utram w siem czasow pa maskowskom wriemieni etot most dołżen byt' gatow. Nie biespakojtieś, wskorie prijdut naszy sapiory, a u nich jest wsie instrumienty. Naczinajtie.”
Most w jedną noc
„Bagatela. Mam zacząć gołymi rękoma bez budulca i sprzętu i nocą na mrozie postawić jarzmo i przerzucić nad nim dwa przęsła na piątą rano według czasu warszawskiego. Dopytuję cieśli. Przyszło ich dwóch, moi ziomkowie i starzy przyjaciele: Antoni Grabarek i Henryk Ptaszyński. Godzina była piętnasta, już zaczynało zmierzchać.
Na szczęście znalazły się w tartaku podkłady kolejowe, a kowale pyzdrscy wyczarowali spod ziemi stalowe pręty i wykuwali w nich klamry i sworznie przez całą noc. Około północy zameldował się do przeglądu oczekiwany pluton saperów, zdrożony, bo przyszedł ciągłym marszem z Uniejowa. Trzeba było żołnierzom dać odpocząć i coś przegryźć. Co to byli za wspaniali ludzie! Średniego wzrostu sybirskie osiłki, pracowici jak mrówki. Gorzej natomiast rzecz się miała z owymi śnionymi przez nas instrumentami. Piła poprzeczna, siekiera za pasem, świder, dłuto i klucz do nakrętek stanowiły sto procent stanu techniki saperskiej owej pamiętnej nocy.
Gwoli ścisłości winienem dodać, że zarówno materiałów, energii ludzkiej jak i czasu wystarczyło nam zaledwie na połowę szerokości jezdni i że całą tę misterną konstrukcję wykonaliśmy najprostszymi narzędziami na oko - bez miarki, bez pionu i poziomicy. Gdyby nie kilkaset kilogramów prętów stalowych, przetworzonych w kuźniach nocą na klamry, sworznie i gwoździe, cała nasza budowla nie odbiegałaby wiele w sensie technicznym od swego prasłowiańskiego pierwowzoru w Biskupinie. A jednak czołgi T-34 przeszły przez most pyzdrski w kierunku Berlina o wyznaczonej godzinie.”
Do Konina wydobywać... wodę
Niespełna dwa tygodnie później Ignacy Felicjan Tłoczek znów znalazł się w Koninie: „W gmachu starostwa przyjął mnie inżynier Włodzimierz Jeske, pełnomocnik do spraw gospodarczych Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, i przedstawił w krótkich słowach stan i potrzeby pozostawionego opatrzności boskiej nowego przedsiębiorstwa: Kopalni Węgla i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów, bo tak się ów przedziwny zakład nazywał tego dnia. Rzecz działa się 2 lutego w obecności pana Mierzwiaka (Jan Mierzwiak - kierownik powiatowego wydziału przemysłowego – dop. red.).”
Razem z kilkoma towarzyszącymi osobami panowie udali się do Morzysławia „wydobywać brunatny węgiel. Wydobywać? Tak - lecz wodę w pierwszej kolejności. Kopalnia odkrywkowa w Morzysławiu poryta wyrobiskami, zagłębionymi do kilkunastu metrów, zalanymi wodą podsiąkającą z gruntu, zamarła w bezruchu. Kadłuby trzech koparek, ugrzęzły w podkładach brunatnego węgla, przysypane świeżym śniegiem, sterczały w zalewiskach jak szkielety dinozaurów.
Taki widok utrwalił się w oczach kilku śmiałków, którzy nie bacząc na pola minowe i marznącą topiel, nieprzygotowani zawodowo do pracy w górnictwie, postanowili uruchomić kopalnię brunatnego węgla, i to niezwłocznie. Na węgiel bowiem - nawet na morzysławski, surowy i wilgotny - czekały olejarnie, młyny i piekarnie, czekała nań ludność z daleka i z bliska. Tymczasem wody gruntowe sączyły się bezustannie do niecek w wyrobiskach i pogrążały maszyny i nasze nadzieje.”
Osiem pomp, dziesięciu ludzi
Ówczesna odkrywka Morzysław to była przy dzisiejszych zaledwie odkryweczka. Stojący nad jej południową krawędzią, zapewne gdzieś w pobliżu dzisiejszej hali sportowej przy ulicy Popiełuszki, dyrektor Ignacy Felicjan Tłoczek ze swoim zastępcą Stanisławem Kozłowskim i innymi współpracownikami, w miejscu dzisiejszego boiska sportowego PWSZ widzieli (a raczej mogli się domyślać, bo wszystko było zalane wodą) po prawej stronie zasypane już częściowo wyrobisko, a po lewej - w miejscu, gdzie dzisiaj pływają po wodzie kaczki i inne ptactwo – węgiel odkryty jeszcze przez Niemców.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.