Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościArchitekt na węglu

Architekt na węglu

Z HISTORII KONIŃSKIEJ KOPALNI

Dodano: , Żródło: Kurier Koniński
Architekt na węglu

Choć o górnictwie nie miał bladego nawet pojęcia, został pierwszym po wojnie dyrektorem polskiej już Kopalni Węgla i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów. Nie była to jednak nominacja aż tak bardzo zaskakująca, jak by z pozoru mogło się wydawać. Ignacy Felicjan Tłoczek nie był bowiem postacią anonimową.




 

Wtedy właśnie Ignacy Tłoczek po raz pierwszy zetknął się z kopalnią i Antonim Szulczyńskim, który tak opisał to spotkanie: „Z inżynierem Tłoczkiem zapoznałem się jeszcze w czasie okupacji, kiedy budował baraki i łaźnie dla górników niemieckich przy kościele w Morzysławiu. W tym czasie pracowałem przy wykopie nad szosą, a inżynier Tłoczek prze­chodził obok i podszedł do koparki, na której ja byłem operatorem, to była koparka grajfer i zaczął ze mną roz­mawiać, co tu będzie, a ja mu tłumaczyłem, że będzie wy­wóz nadkładu nad Wartę, gdzie obecnie stoją domki.” (Antoni Szulczyński „Historia mojego trudnego życia” w „Moje lata w Konińskim Zagłębiu”).

Radosna twórczość

Powiatowy Urząd Budowlany w Koninie mógł, zdaniem Felicjana Tłoczka, zrobić w tym czasie znacznie więcej: „zadania, które wykona­liśmy w przeciągu 57 miesięcy, mogłaby uskutecznić za­łoga w składzie dwóch inżynierów z kreślarzem w termi­nie rocznym” - napisał. Ale wydajność była niska, bo „wyznaczona przez ministra gospodarki Rzeszy norma pracy murarza przekraczała znacznie jego fizyczną wydolność. Głodny i zziębnięty wykonywał najwyżej połowę tej normy, jednak w raportach przez nas sporządzanych kon­trola nie dopatrzyła się ani razu uchybienia w okresie owej radosnej twórczości.”

Kres „radosnej twórczości” położyła w styczniu 1945 roku ucieczka Niemców z Konina. W piątek, 19 stycznia pojawiły się na murach ogłoszenia Arthura Greisera, namiestnika Rzeszy w Kraju Warty, z solennym zapewnieniem, że „Das Wartheland ist zur Raumung nicht vergesehen” (Nie przewiduje się ewakuacji w Kraju Warty). „Te szumne plakaty nie zatrzymały jednak spiesznego pochodu splątanych z sobą pojazdów, koni i ludzi.”

Z tuszem do Pyzdr

W sobotę rano (20 stycznia) szef nakazał Ignacemu Tłoczkowi, żeby wziął najlepszy tusz kreślarski i opisał skrzynie z aktami przeznaczonymi do wysyłki. Nasz bohater wziął tusz do kieszeni, wsiadł na rower i wyruszył do... Pyzdr. Dotarł tam razem z tłumami uciekinierów. - Gdy zaczęło się zmierzchać, powstały zatory, bo chłopcy, zabrani przymusem z zagród, wyprzęgali konie i na oklep jak widma ginęli w mrokach nocy. Rozgrywały się dantej­skie sceny, wśród których żandarmeria i straż porządkowa ostrzeliwały się wzajemnie – barwnie opisał tę podróż Ignacy Tłoczek.

Noc spędził już w rodzinnym mieście. – Rankiem, w niedzielę 21 stycznia, obudził nas potężny huk eksplozji, to saperzy dokonywali dzieła zniszczenia na pyzdrskim moście. W południe nie było śladu po Niem­cach, a wieczorem przetoczyła się czołówka lekkich czoł­gów radzieckich szosą w kierunku Wrześni.

W poniedziałek wezwano pana Ignacego do pyzdrskiego ratusza i przedstawiono majorowi Armii Czer­wonej, który szukał w miasteczku jakiegoś inżyniera i został skierowany do Ignacego Tłoczka. Pan profesor tak po latach opisał to spotkanie:

„Popatrzył na mnie jakby z góry i zapytał grzecznie swoim miękkim leningradzkim akcen­tem: - Kto wy iz prafiessji? - Gdy mu wyjawiłem swoją specjalność zawodową, zawo­łał uradowany: - To znaczy się, że wybudowaliście już niejeden most? - Nie, nigdy w życiu. - A w wojsku też nie? - Nie, bo służyłem w piechocie.

Po tej wymianie zdań major zasępił się, co pozwalało do­myślać się, że on też nie mostowiec. Tak oto pogrążeni w niewesołych horoskopach, ruszyliśmy w dół ku rzece. Termometr wskazywał minus 18 sto­pni Celsjusza. Warta skuta lodem świeciła bielą, przecięta czarną linią mostu, wyszczerbionego po wczorajszym wysadzeniu dre­wnianej palisady jednego jarzma. Z sąsiednich całych fi­larów zwisały żałośnie pokręcone stalowe dźwigary dwóch opadłych przęseł, z rzeki wystawały krzywe kikuty pali, a jakieś szczątki walały się, rozniesione siłą wybuchu po tafli lodowej.

11-Architekt_1
11-Ignacy_1
11-zArchitekt_2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole