Sprawa Kwileckich trzymała w napięciu nie tylko Berlin
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Dzięki wyjątkowym talentom organizacyjnym i gospodarności Mieczysław Kwilecki zgromadził w swoim ręku majątek, szacowany na milion siedemset pięćdziesiąt tysięcy marek, zyskując bardzo silną pozycję wśród wielkopolskiego ziemiaństwa a wśród potomnych przydomek Wielkiego.
Kwileccy wysłali więc do Krakowa człowieka, który odnalazł niejaką Cecylię Parczównę, matkę nieślubnego chłopczyka, sprzedanego w styczniu 1897 r. za pośrednictwem jakiejś krakowskiej akuszerki za 100 guldenów. Nazwiska nabywcy nie ustalono, ale malec miał podobno trafić za granicę. Hrabia Hektor Kwilecki uznał, że zebrane informacje są wystarczające, by w sprawę zaangażować policję, a następnie złożyć doniesienie do pruskiej prokuratury o podsunięcie dziecka, czyli popełnienie przestępstwa opisanego w paragrafie 169 niemieckiego kodeksu karnego (zarówno Wróblewo jak i Oporowo oraz Kwilcz znajdowały się na terenie zaboru pruskiego), który mówił, że „kto podsuwa dziecko lub z rozmysłem je zamienia, albo kto w inny sposób stan osoby z rozmysłem zamienia lub zataja, ulega karze więzienia do lat trzech. Kto zaś czynności te spełnia w celu korzyści, ulega karze więzienia ciężkiego do lat dziesięciu”.
Kwileccy w areszcie
Sprawa była skomplikowana, bo trzeba było przesłuchać licznych świadków, zamieszkałych na terenie czterech aż państw (Niemczech, Austrii, Rosji i Francji), z których część zdążyła zmienić miejsce zamieszkania lub - jak akuszerka Cwellowa z Warszawy, która miała odebrać przychodzącego na świat Józia Kwileckiego – zmarła.
Ponieważ jednak dowodów przeciwko hrabinie Izabeli Kwileckiej było coraz więcej, w styczniu 1903 r. została aresztowana. A kiedy akuszerka Katarzyna Ossowska, która podczas wcześniejszego procesu cywilnego o uznanie Józia za prawowitego spadkobiercę Kwileckich z Wróblewa zeznała, że opiekowała się hrabiną podczas ciąży, przyznała się do krzywoprzysięstwa i sporządzeniu w obecności hrabiego Zbigniewa Węsierskiego-Kwileckiego fałszywego zaświadczenia, do aresztu trafił również on.
Przy pełnej sali
Proces rozpoczął się w Berlinie w październiku 1903 roku przy pełnej sali sądowej, a widzów z każdym dniem przybywało. Pod sam koniec procesu w loży dla dygnitarzy pojawił się nawet sam minister sprawiedliwości Schönstedt. Obecni byli dziennikarze wszystkich niemal tak polskich jak i niemieckich tytułów prasowych oraz – jak napisał jeden ze sprawozdawców – cały literacki Berlin.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.