A gdyby tak zbudować kładkę z Dworcowej na Wojska Polskiego?
Kładka na Pociejewo
W poniedziałek odbyły się częściowe odbiory kładki prowadzącej z piątego osiedla na Pociejewo i dalej na konińską starówkę, ale nie wejdziemy na nią wcześniej niż w lutym. Nie jest też jeszcze gotowa droga pozwalająca dostać się na nią od strony ulicy Przemysłowej.
W lipcu 2023 roku pisałem, że ta inwestycja jest niemoralna i zdania nie zmieniłem. Kto chce poznać moje argumenty, znajdzie je we wspomnianym wyżej tekście. Jednocześnie jednak czekam na zakończenie tej budowy z niecierpliwością, bo uważam, że kładka w tym miejscu jest bardzo potrzebna i powinna powstać zaraz po tym, jak tymczasowa konstrukcja ze względu na niespełnianie wymogów bezpieczeństwa została w czerwcu 2002 roku zdemontowana.
I nie jest to pierwszy raz, kiedy chwaląc inwestycję, zgłaszam zastrzeżenia do jej kosztów lub nieodpowiedniego przygotowania. Na przykład zakończoną trzynaście lat temu budowę bulwaru nad Wartą krytykowałem za to, że nie poprzedzono jej dyskusją nad urbanistycznym powiązaniem rozdzielonych rozległa doliną Warty obu części Konina. Uważałem bowiem, że zanim powstał bulwar, należało sprawić, żeby mieszkańcy prawobrzeżnego Konina mieli możliwość dotrzeć do niego łatwą, przyjemną i bezpieczną drogą. Bo dopiero wtedy taka inwestycja miałaby sens.
Do dzisiaj nie zrobiono w tym kierunku niczego, co po skromnym ruchu na niszczejącym już powoli nabrzeżu widać. Nie licząc dwóch lokali, z których kawiarnia przyciąga klientów jedynie w cieplejszej dni, i rzadkich miejskich imprez, które też nie ożywiają tego miejsca w zbyt imponującej skali.
Nie jestem urbanistą, więc nie wiem, co przybliżyłoby mieszkańcom prawobrzeżnego Konina starówkę, ale gdyby na przykład taka kładka jak ta na Pociejewo – tylko trzy razy dłuższa - połączyła ulicę Poznańską na wysokości Dworcowej z Wojska Polskiego, to na pewno zachęciłaby jakąś część koninian do pieszej wędrówki na drugi brzeg rzeki. W drodze na starówkę musieliby oni przejść całą ulicę Wojska Polskiego, co mogłoby uruchomić uśpiony do tej pory potencjał tego traktu i zapoczątkować powstawanie tam punktów z lodami, minikawiarni, a potem może nawet sklepów. Taka infrastruktura przyciągnęłaby następnych spacerowiczów, a ci kolejnych przedsiębiorców. Mógłby z tego powstać całkiem przyjemny deptak.
Nie chcę tu rozbudowywać pomysłu kładki w sąsiedztwie mostu nad kanałem Ulgi, bo chodzi mi tylko o ideę, której nie da się rozwinąć bez pobieżnej choćby znajomości warunków technicznych i stosunków własnościowych tego terenu. Chcę jedynie powtórzyć przy okazji zbliżającej się do końca budowy kładki tezę, że każda taka inwestycja powinna być częścią koncepcji urbanistycznego połączenia obu części Konina od siedemdziesięciu lat rozdzielonych rzeką. To bardzo źle świadczy o władzach naszego miasta, szczególnie tych wybieranych już w demokratycznych wyborach po 1990 roku, że nie pokusiły się o takie opracowanie, na przykład poprzez rozpisanie ogólnopolskiego konkursu urbanistycznego.
Wprawdzie śmiałe wizje często spotykają się z szyderstwem, że ich autorzy mierzą ponad zasobność własnej kieszeni, ale z drugiej strony właśnie takie projekty łatwiej uzyskują dofinansowanie, a po zrealizowaniu stają się symbolem odwagi i gotowości miasta do energicznego wyjścia naprzeciwko wyzwaniom współczesności. Krótko rzecz ujmując – dumą i wizytówką miasta. Nie stać było na to ekipy prezydenta Józefa Nowickiego przy okazji budowy bulwaru, a potem jego zagospodarowania. Zmarnowano na przykład potencjał pomysłu Leonarda Paczesnego, który zaproponował przycumowanie przy nabrzeżu barki, w której mogłaby się mieścić kawiarnia, jakaś ciekawa ekspozycja z może nawet hotel. Można go było zrealizować jeszcze w pięcioletnim okresie karencji po oddaniu bulwaru do użytku, kiedy nie wolno było prowadzić na nim działalności zarobkowej, bo barka już częścią bulwaru przecież nie jest.
Kiedy opublikowałem – wtedy jeszcze na łamach Nowego Tygodnika Konińskiego – zastrzeżenia do budowy bulwaru przed opracowaniem koncepcji urbanistycznego połączenia obu części miasta, Kazimierz Lipiński (który bulwar wymyślił) uznał mnie za przeciwnika swojej idei, choć nigdy nim nie byłem. Uważałem za to i wciąż uważam, że realizowanie za bardzo duże pieniądze niepowiązanych ze sobą inwestycji, bez pomysłu, w jaki sposób mają służyć celowi nadrzędnemu, czyli połączeniu starego i nowego Konina, to ewidentne marnotrawstwo. Podobnie przecież powstawał nowy Konin, czego efektem była ulica Kolejowa kończąca się na nasypie wiaduktu na ulicy Przemysłowej. Kiedy go budowano w 1960 roku, piątego osiedla jeszcze nie było, więc nikt nie pomyślał, żeby pozostawić pod nim prześwit na przedłużenie ulicy w stronę wschodnią. Tymczasem już pięć lat później stanęły tam pierwsze bloki piątego osiedla i przez następnych trzydzieści lat – do roku 1996 - kierowcy musieli do nich i dziesiątek następnych budynków wielorodzinnych jeździć przez skrzyżowanie z ulicą Przemysłową.
Nie mamy szczęścia do odważnych polityków, których byłoby stać na myślenie o dobru miasta i jego przyszłości, na planowanie dalej niż tylko do najbliższych wyborów. Ale kiedy czytam większość komentarzy pod naszymi tekstami, na przykład zwolenników budowy w Koninie amfiteatru za dziesiątki milionów złotych, dochodzę do wniosku, że takich właśnie ludzi u władzy chce większość koninian.
Wciąż pokładam jednak nadzieję w kroplach, które drążą skałę, i ludziach, którym wciąż jeszcze chce się działać na rzecz rozwoju swojego miasta.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!