Zapisz Dobro. Napisałam testament, aby podarować ludziom czas
Patronat medialny LM.pl
Skorzystałam z rady Marii Czubaszek. Raz na zawsze ustaliłam, że mam 48 lat i tej liczby się trzymam. Od jak dawna i na jak długo? To nie ma znaczenia. Wiek to nie cyfry, ale stan ducha. Wierzę, że czasu na życie mam jeszcze wiele. Ale już teraz napisałam testament, aby podarować czas tym ludziom, którym go może zabraknąć.
Jestem stworzeniem morskim
Z blond włosami skręconymi przez lekkie podmuchy i rwące wiatry znad Świny. Ze stopami zahartowanymi brodzeniem w piasku nadbałtyckich plaż. Z elastycznym, gibkim, silnym ciałem, które w każdym ruchu wciąż pamięta dziecięce zabawy w konarach drzew. Świnoujście. Jedyne polskie miasto, które ulokowało się na wyspach i wysepkach (i to aż 44!), wśród których kojarzycie na pewno Wolin i Uznam. To tu zamieszkali w latach 70. moi rodzice. Tata z Inowrocławia, mama z Kalisza. A w tej podróży zrobili sobie dwa przystanki. Jeden w górach – aby się poznać i pokochać, a drugi w Gdańsku, aby zacząć wspólne życie.
Dzieciństwo miałam dzikie
Wystarczyło zrobić kilka kroków poza próg domu, aby ścieżki dzikiego parku poprowadziły mnie na plażę. To ona i podwórko były miejscami, w których spędzałam najwięcej czasu. Koleżanek, kolegów, bliskich i znajomych, miałam wielu, a zatem i życie „społeczno-towarzyskie” rozwinięte. Wybiegałam ze szkoły, wpadałam do domu jak bałtycki sztorm, rzucałam plecak z książkami gdzie popadnie i już leciałam dalej, krzycząc do mamy, że na obiad nie mam czasu, bo się z przyjaciółmi umówiłam, i żeby mi zrzuciła z okna kanapki, to je zjem, jak będę głodna. Smuci mnie, że moja 12-letnia córka tak dzieciństwa nie spędza. Bo dzieci teraz w domach siedzą i w domach się spotykają. Nadopiekuńczy rodzice pilnie ich strzegą i zapełniają dzień milionami zajęć dodatkowych. Więc i moja Marysia, choć odziedziczyła po mnie żywiołową naturę, na podwórko nie wychodzi. Bo i po co? Aby stać sama pod blokiem?
Ja się nigdy nie czułam samotna
Choć jestem jedynaczką. Nigdy też nie wyrzucałam losowi, że obdarzając jedynactwem, gorzej mnie potraktował. Rodzice stworzyli dla mnie ciepły dom, do którego zawsze chciałam wracać. Wspólne wycieczki na plażę, rozbijanie obozowiska, podjadanie smakołyków, lody śmietankowe cieknące po brodzie, kąpiele w morzu, tworzenie piaskowych bab i rzeźb. To najmilsze wspomnienia dziecięce… Kumplowałam się bardziej z chłopakami niż dziewczynami. Przytrafiła mi się także prawdziwa przyjaźń damsko-męska bez seksualnej aury. Trwała od zerówki do końca studiów. Drogi moje i mojego Przyjaciela/Brata się rozeszły, kontakt mamy teraz sporadyczny. Wprawdzie pełnej instrukcji obsługi mężczyzn od niego nie dostałam, ale z mężczyznami wciąż uwielbiam przebywać. I cenię ich bardzo za inne podejście i inną mądrość.
Jak można tak żyć?
Zastanawiałam się, patrząc na Warszawiaków żyjących w betonowych kapsułach i przemieszczających się w metalowych puszkach. Ja, stworzenie morskie, czułam się jak z innego świata, gdy przyjechałam do stolicy na studia. Ukończyłam filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Potem znalazłam jedną pracę, następną i następną, aby na dłużej „zakotwiczyć” w dużej rozgłośni radiowej. Zostałam więc w metropolii i się do niej dopasowałam. Ale tylko cząstką mnie. Istotą morską nigdy nie przestałam być. Wciąż lubię wodę, morze, sporty wodne. A gdy tylko jest czas i okazja, wyrywam się sama lub z Marysią do naszego nadmorskiego domu. Mam tam taki mój kawałek plaży. Gdy przechadzam się tą magiczną, wąską linią, gdzie piasek styka się z morzem, a moje ciało przenika wiatr, czuję, że rodzę się na nowo. Spróbuj! Poczujesz wtedy, że to piękno zostało stworzone przez większą od człowieka siłę…
Pasjonuje mnie rozwój
Praktykuję buddyzm. Od wielu lat oddaję się medytacji. Ćwiczę też jogę, ale bardziej pociąga mnie w niej praca z umysłem niż z ciałem. Swoich pasji nie traktuję w kategoriach mistrzostwa. Nie zamieniam ich w rzemiosło. Wszystkie są niezwykle ważną częścią budowania mojego dobrostanu, mojego spokoju i całego życia. Mam zatem za sobą kilkanaście lat samorozwoju, dużo wiedzy i doświadczeń własnych. Także z coachingiem. Wiem po sobie, że to działa. Postanowiłam zatem pomóc innym, zostając właśnie coachem.
Jak działa coach?
Jak się zastanowić, to podobnie jak dziennikarz. Obie profesje opierają się na umiejętności zadawania właściwych pytań w stosownych sytuacjach. I tu moje kompetencje z dziennikarstwa, i radiowego, i prasowego , są bardzo cenne. Coach, dzięki odpowiednim pytaniom, pozwala drugiej osobie odkrywać, twórczo, krok po kroku, samego siebie – swój potencjał, mocne strony, możliwości. Pomaga drugiej osobie znaleźć to, co jest jej potrzebne – narzędzia, emocje, fakty, aby doszła tam, gdzie pragnie dojść. Coach jest zatem pomocnikiem w budowaniu przyszłości. Ale też wpiera drugą osobę, jeśli ta zmaga się z dylematem, prowadząc ją do znalezienia najlepszego dla niej rozwiązania, np. czy walczyć o małżeństwo, czy się rozstać, czy mieć dziecko, czy go nie mieć. Proces coachingu polega na poszerzaniu świadomości. Im więcej jest rzeczy, spraw, emocji, procesów czy zachowań, których jesteśmy świadomi, tym łatwiej nam podejmować decyzje.
Przyszłość może być dłuższa lub krótsza
Przypominam sobie o tym dotkliwie 3 razy w roku, siedząc pod drzwiami gabinetu w warszawskim Instytucie Hematologii i Transfuzjologii. Każda taka wizyta to bliskie spotkanie z jednorazową, ogromną dawką wypisanego na twarzach, wyrażonego w słowach, ujawnianego w powolnych ruchach cierpienia, niemocy, bezsilności, smutku i bólu. Ja tego nie doświadczam. Kilka lat temu co prawda zdiagnozowano u mnie przewlekłą chorobę krwi, ale ona albo rozwija się tak powoli, że nie można tego zauważyć, albo zatrzymała się. Nie daje też żadnych objawów. Nie jestem poddawana żadnej terapii, ale muszę chorobę stale kontrolować. Mam szczęście. Na razie.
Napisałam testament
Nie dlatego, aby przygotować się na rzeczy ostateczne, ale aby uporządkować doczesne. Wierzę w to, że mam jeszcze dużo czasu, a badania i moja kondycja wpierane zdrową dietą, ruchem i intensywną aktywnością umysłowo-emocjonalną to potwierdzają. Pamiętam jednak powiedzenie pani profesor, która się mną opiekuje, że w medycynie jak w kinie – wszystko się może zdarzyć. A człowiek świadomy siebie i swojego życia powinien być na to gotowy.
Choroba przewlekła bywa doświadczeniem granicznym, transformującym. Gdy dowiedziałam się o swojej, byłam już na drodze rozwoju. Robiłam właśnie generalne porządki w swoich emocjach, relacjach i w całym życiu. A wieść o chorobie tylko to wielkie sprzątanie i rozwój przyśpieszyła. Pomyślałam wtedy o czasie. Traktujemy go jak dobro nieograniczone. A to jest zasób, który ma jakiś zakres. Jedni mają go więcej, a inni, np. osoby, które poznaję w Instytucie, być może mniej. Dlatego spisując swój testament, uwzględniłam w nim także organizację pozarządową, która działa na rzecz pacjentów z chorobami krwi. Postęp w dziedzinie leczenia tych schorzeń jest ogromny, a Polacy nie mają dostępu do wszystkich nowoczesnych terapii, które wydłużają życie. Kieruje mną nadzieja, że tym gestem przyczynię się do tego, że inni zyskają to, czym ja jeszcze mogę się cieszyć – czas. Na zmianę, na rozwój, na takie życiem, jakiego pragną.
Co by tu jeszcze w życiu zrobić?
Na razie plan jest taki. Po pierwsze: rozwinąć moją coachingową praktykę i pomagać ludziom zmieniać siebie i życie. Po drugie: wyprowadzić się na jakiś czas na gorącą wyspę pełną barwnych, wonnych kwiatów. Po trzecie: napisać książkę dla kobiet, w której podzielę się swoimi doświadczeniami, jak dbać o własny dobrostan. A po czwarte: ofiarować światu cudowną, niezależną, mądrą, pewną siebie kobietę o imieniu Maria. I wiecie co? Obserwuję żywiołowość Marysi, jej ruchliwość, zdolności sportowe (rower, rolki, pływanie, Krav maga, surfing), jej talent aktorski i rzadką u 12-latków umiejętność samodzielnego ogarniania swoich zajęć. I jestem dumna, że Marysia, biorąc ze mnie przykład, również widzi w nauce, pasji i rozwoju wielką zabawę i cenny dar. I jestem przekonana, że ten czwarty punkt planu na pewno uda mi się zrealizować.
*********
Olga Kłosińska jest bohaterką kampanii społecznej “Zapisz Dobro”. Dlaczego warto i jak prosto to zrobić, dowiesz się na www.zapiszdobro.pl
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.