Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościZa co dostają pieniądze prezydenci i prezesi spółek w Koninie?

Za co dostają pieniądze prezydenci i prezesi spółek w Koninie?

Dodano:
Za co dostają pieniądze prezydenci i prezesi spółek w Koninie?
Wysłuchaj tej informacji:

Od wielu już lat bezradnie obserwujemy, jak rządzący Koninem politycy marnotrawią nasze pieniądze i napychają sobie nimi kieszenie. Nie tylko swoje, bo również działaczy swoich partii, krewnych, przyjaciół i wszystkich, którzy są im do czegoś potrzebni.

Tak było, kiedy Koninem rządził SLD, tak jest również po 2018 roku, kiedy nastał nam prezydent z innej partii. I z roku na rok stają się nie tylko bardziej pazerni, ale i bezczelni, czego koronnym przykładem było - ujawnione kilka lat temu - pobieranie przez naszych prezydentów wynagrodzeń dla członków rad nadzorczych miejskich spółek w innych miastach, w zamian za co włodarze z tamtych miejscowości cieszyli się każdego miesiąca z kilkutysięcznych przelewów wpływających na ich konta z takich konińskich spółek jak MZK, MZGOK, PGKiM czy hotelu „Konin”. Wprawdzie w skali całego kraju przebiło wszystkich rządzące Polską przez osiem minionych lat Prawo i Sprawiedliwość, ale ich premierka miała przynajmniej odwagę powiedzieć, że „te pieniądze im się po prostu należały”.

Kiedy zapytać konińskich polityków o powody ich zachłanności na wysokie gaże, można usłyszeć o ciężkiej pracy, odpowiedzialności i wysokich kwalifikacjach. I o tym ostatnim będzie ten tekst, który zacznę od zacytowania wpisu pod artykułem, w którym poinformowaliśmy, że od kwietnia tego roku dodatki specjalne dla obu zastępców prezydenta Konina wzrosły o niemal 3 tys. zł, a kilka innych osób z kierownictwa Urzędu Miejskiego dostało nagrody za wykonywanie obowiązków, które... mają w zakresie czynności. Nie kwestionuję oczywiście wszystkich podwyżek i nagród, bo część urzędników solidnie na nie zapracowała, ale niektóre zasługuja na to, żeby im się przyjrzeć z uwagą.

Zacznijmy od głosu osoby broniącej ostatnich decyzji finansowych prezydenta Korytkowskiego, która podobnie jak premier Beata Szydło uważa, że „te pieniądze im się po prostu należały”. Otóż rzeczony internauta pyta, kto przyjdzie rządzić Koninem, jego instytucjami i spółkami, jeśli kierownik wydziału w UM będzie zarabiał zaledwie 7 tys. zł brutto, zastępcy i skarbnik po 9 tys. zł brutto i tyle samo prezesi miejskich spółek. A taki prezydent tylko 11 tys. zł.

„Już widzę chętnych na te stanowiska” – szydzi komentator. - „I ciekaw jestem pensji na stanowiskach pośrednich, np. urzędnika, kierownika w spółce, pracownika w spółce”. „Już dziś dwudziestoparolatek po jakichś tam studiach chce minimum 10 tys. na rękę. A skoro w Koninie ich nie dostanie, to ucieka do Poznania, bo tam może na takie pieniądze liczyć. A potem się dziwicie, że Konin się wyludnia i zostają sami emeryci. Brawa dla lm.pl. Dalej zaglądajcie innym do kieszeni i analizujcie posiadane majątki i samochody oraz rozliczajcie z przyznawania śmiesznych nagród w wysokości 5 tys. zł., a na pewno będzie lepiej” – wytyka nam Zbyszko z Malińca.

Tymczasem po przyłożeniu tych górnolotnie brzmiących i iście dramatycznych pytań do faktów, przekonujemy się, że chętnych na wymienione stanowiska z prezydenckim na czele wcale nie trzeba szukać daleko, bo co czwarty mieszkaniec Konina – wliczając w to niemowlęta - ma kwalifikacje porównywalne z tymi, którymi dysponuje Piotr Korytkowski, jego zastępcy czy wielu z kierowników wydziałów Urzędu Miejskiego, a tym bardziej prezesów miejskich spółek.

Wiedzą powszechną jest bowiem, że wkraczając do swoich gabinetów, jakaś część spośród wyżej wymienionych stykała się z dziedziną, którą miała się zajmować, po raz pierwszy w swoim życiu. Tak było na przykład z prezesami Miejskiego Zakładu Energetyki Cieplnej i Miejskiego Zakładu Gospodarki Odpadami Komunalnymi czy dyrektorką miejskiego żłobka. Ich jedynym przygotowaniem do objęcia tych stanowisk był dyplom wyższej uczelni. Jakiejkolwiek.

Otóż takich osób mamy w Koninie ponad 17 tys. Tak, tak, siedemnaście tysięcy mieszkańców Konina ma podobnie jak Piotr Korytkowski (ponad 20,5 tys. zł wynagrodzenia miesięcznego brutto), Witold Nowak (ponad 19,5 tys. zł), Paweł Adamów (ponad 19,2 tys. zł), Henryk Drzewiecki czy Sławomir Lorek wyższe wykształcenie i zapewniam, że większość z nich chętnie podejmie się takiej jak oni pracy za połowę kwot, jakie wpływają na ich konta. Bo też większość z tych 17 tys. pracuje dzisiaj za znacznie mniejsze pieniądze, za to wiele z nich dużo ciężej i dłużej, niż którykolwiek z wymienionych panów. Przywołam tu przykład podany przez innego komentatora, który za swoją pracę w kopalni w systemie czterobrygadowym i pełną dyspozycyjność zarabia nieco ponad 5 tys. zł brutto miesięcznie. Taką akurat kwotą został właśnie nagrodzony Rafał Duchniewski, kierownik Biura Prezydenta, za samą „dyspozycyjność przy realizacji zadań poza określonymi normami czasu pracy”.

Gdybyż jeszcze, mimo braku kierunkowego wykształcenia czy specjalistycznej wiedzy, któryś z wyżej wymienionych wykazał się jakimiś nadzwyczajnymi umiejętnościami menedżerskimi, które przyniosły doniosłe dla mieszkańców miasta rezultaty, moglibyśmy mówić, że na swoje wysokie wynagrodzenie zapracował. Ale panowie co najwyżej administrują miastem z dnia na dzień, a liczba naszych problemów z każdym rokiem ich rządzenia raczej rośnie niż maleje.

Miałem napisać jeszcze, co myślą na temat tych podwyżek szeregowi urzędnicy, ale tekst niniejszy rozrósł mi się na tyle, że muszę to odłożyć na inną okazję.

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole