Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościRoman Mańka: Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!

Roman Mańka: Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!

Materiał promocyjny

Dodano:
Roman Mańka: Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
materiał promocyjny

Z Romanem Mańką [3/17], obywatelskim kandydatem Nowej Lewicy do Sejmu rozmawia Wiktoria Zdulska-Banasiewicz

Irytuje mnie myślenie dogmatyczne czy szufladkowanie ludzi. Nie jest dla mnie ważne, kto skąd przychodzi i w co wierzy, ale co chce zrobić, dla ludzi, dla Polski, dla Konina i całego regionu konińskiego. Dla wszystkich powiatów wchodzących w jego skład. Mówię wyborcom: nie głosujcie na partie(!), wybierając konkretnych kandydatów, nie kierujcie się ich przynależnością polityczną, bierzcie pod uwagę tylko czynnik humanistyczny, ludzki: człowieka - mówi Roman Mańka, w wywiadze dla portalu LM.pl.

(...) staniemy się jednym z najsilniejszych regionów w Polsce. Powstanie bardzo silny obszar o znaczeniu geograficznym i historycznym. To jest mój cel. Podnieść znaczenie ziemi nad Wartą.

Obniżenie stawek podatkowych zwiększa obszar podatkowy. Ludzie wychodzą z szarej strefy, gdyż nie opłaca się tam pozostawać. Osób przedsiębiorczych nie można karać za aktywność, trzeba je wspierać. W efekcie pieniędzy do budżetu wpływa więcej

(...) pomoc socjalna powinna być precyzyjnie zaadresowana. Środków budżetowych nie gromadzi się po to, aby je rozdawać na lewo i prawo. Trzeba pomagać biednym, ale rozsądnie i precyzyjnie. Z drugiej strony, nie wolno przeszkadzać przedsiębiorczym. Należy ich wspierać.

Dla dobra kraju trzeba działać ponad podziałami. Takim człowiekiem staram się być: otwartym, nie zamykającym się w jednym wymiarze i w podziałach. To też jest pomysł na mój udział w życiu publicznym.

Opowiadam się za świeckim państwem i rozdziałem Kościoła od Państwa. Najbardziej odpowiada mi koncepcja, o której pisał amerykański filozof Richard Rorty, konstytucji bez metafizyki i głęboka sekularyzacja.

Dla mnie najważniejszą partią, którą chcę reprezentować jest region koniński, piękna kraina nad Wartą, powiat kolski, powiaty: turecki, słupecki, wrzesiński, gnieźnieński, średzki, śremski, gmina Kościelec. Jestem kandydatem bezpartyjnym i czuję się jeszcze dodatkowo kandydatem obywatelskim.

Jaka będzie Pana pierwsza inicjatywa po ewentualnym wyborze na posła?

Mogę odpowiedzieć konkretnie: stanowcze działania na rzecz powołania województwa konińskiego i już w pierwszych dniach, zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów, spotkania z mieszkańcami w powiatach, należących do subregionu konińskiego.

* * * * *

Nowe województwo konińskie

Dlaczego chce Pan powołać województwo konińskie. O co w tym projekcie chodzi?

Ta inicjatywa ma na celu przede wszystkim przywrócenie znaczenia Koninowi i całej ziemi nad Wartą. To już się w jakiś stopniu udało, bo po ogłoszeniu mojego pomysłu w mediach społecznościowych dziennikarze centralni zaczęli się interesować Koninem. I o to chodzi. Takie sytuacje trzeba wykorzystywać.

Miał Pan na celu jedynie efekt marketingowy?

Nie. Inicjatywa jest, jak najbardziej poważna.

Mieliśmy już kiedyś województwo konińskie?

I był to dobry okres. Dużo lepszy niż teraz.

Dlaczego tak Pan uważa?

Likwidacja starych województw, istniejących w okresie 1975-1998 była jednym z krytycznych momentów transformacji i w gruncie rzeczy pierwszą odsłoną niszczenia Polski lokalnej. Zresztą sprawa ma szerszy wymiar: wszystkie reformy rządu Jerzego Buzka można wyrzucić do kosza.

Uważa Pan, że zniszczono Polskę lokalną?

Wystarczy przejść się ulicami Konina. Widać to gołym okiem. Gdy w latach 90. XX wieku bywałem w tym mieście czy nawet w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia, tętniło ono życiem. Podobnie sytuacja wyglądała w Kaliszu, Włocławku. Bydgoszczy. Dziś te miasta umierają. Musimy odzyskać status stolicy regionu. A utworzenie województwa w tym pomoże. To jest klucz.

Chodzi tylko o utworzenie województwa konińskiego?

Chodzi o perspektywę powrotu do sytuacji sprzed 1998 roku, czyli stanu 49. województw. Nie wszystko, co funkcjonowało w PRL-u było złe. Inicjatywa powołania województwa konińskiego będzie projektem pilotażowym.

Nie boi się Pan oskarżeń o zwiększenie biurokracji?

W Polsce funkcjonuje pewien mit, który trzeba zdezawuować. Reforma z 1998 roku, gdy na nią popatrzeć w dłuższym horyzoncie, wcale nie ograniczyła biurokracji. Powstała gigantyczna ilość łącznie 380 powiatów, które posłużyły jako "schronisko" czy "przytułek" różnej maści partyjnych działaczy.

To znaczy?

Administracja, powiatowa, podobnie jak i gminna, stała się kłębowiskiem nieprawdopodobnego nepotyzmu. Dodatkowo na poziomie województw utworzono urzędy marszałkowskie. Podwojono więc biurokrację.

Pan chce dodać do tego jeszcze 49. województw...

Państwo jest niespójne. I nieczytelne. Głęboko przemyślałem swoją reformę. Ma ona trzy główne zadania: usprawnienie państwa, przywrócenie znaczenia Polsce lokalnej, czyli byłym miastom wojewódzkim i zapewnienie większej przejrzystości strukturom państwa.

A biurokracja?

Nie wzrośnie. Wręcz przeciwnie.

Jak to?

Mamy obecnie 380 powiatów. Stanowczo za dużo. Tam gdzie zostanie utworzone województwo, przejmie ono funkcję powiatu. Drugi krok będzie polegał na likwidacji dualizmu i dwuwładzy na poziomie województw. Zostaną zlikwidowane urzędy marszałkowskie. Państwo stanie się sprawne i przejrzyste.

Jest problem... Polega on na tym, że powiat to administracja samorządowa, a województwo rządowa?

To właśnie bym zmienił w nowej wersji starych województw.

W jaki sposób?

W nowym województwie spotykałyby się dwa poziomy: rządowy i samorządowy. Ale generalnie nowe/stare województwo byłoby samorządowe - wojewodów i sejmiki wojewódzkie wybierałby ogół mieszkańców w wyborach bezpośrednich. Jednocześnie wojewoda realizuje zadania rządu w terenie.

Dlaczego obecna koncepcja 16 województw nie podoba się Panu?

Pozbawia Polskę lokalną znaczenia. Ma to wpływ również na demografię i życie gospodarcze. Ale są też inne mankamenty. Obecne województwa nie są równe. Pomiędzy nimi, a powiatami istnieje wyrwa. W strukturze administracyjnej wytworzyły się zbyt wielki dystanse, dzielące poszczególne poziomy. 

To tak bardzo przeszkadza?

W tych warunkach, nie da się dobrze zarządzać państwem. Władza jest za bardzo oddalona od ludzi. Inny jeszcze argument, który można przywołać, to fakt, że okręgi wyborcze do Sejmu czy do Sejmików Samorządowych, nie pokrywają się z województwami.

Czy nowe województwo będzie kopią tego sprzed 1998 roku?

Już sam fakt, że wojewoda zostanie wybrany w wyborach bezpośrednich przez ogół mieszkańców województwa oznacza, że nowa jednostka oparte zostanie na innej filozofii, bardziej samorządowej.

A strukturalnie?

Kryterium budowania państwa czy jakichkolwiek struktur powinna być spójność. Bardzo ważne są odniesienia i łańcuch powiązań. Każdy element musi zostać wbudowany w kontekst całości narzędziowej. Dlatego nowe województwo powinno być paralelne z okręgami wyborczymi, jakie funkcjonują w wyborach do Sejmu.

Czyli Konin i Gniezno razem?

W ten sposób staniemy się jednym z najsilniejszych regionów w Polsce. Powstanie bardzo silny obszar o znaczeniu geograficznym i historycznym. To jest mój cel. Podnieść znaczenie ziemi nad Wartą.

A jeżeli nie uda powołać się województwa?

Jako subregion zawsze będziemy wygrani. Taką obrałem strategię.

Nawet, jeżeli nie staniemy się województwem?

Nawet, gdy to się nie uda, też będziemy wygrani. Mój projekt przewiduje plan maksimum i minimum. Pierwszy to doprowadzenie do sytuacji, w której faktycznie staniemy się województwem. Ale już samo upomnienie się o województwo konińsko-gnieźnieńskie da nam rozpoznawalność na szczeblu centralnym. Głos Konina wybrzmi. A to jest bardzo ważne.

* * * * *

Nie powinno się ludzi zwalczać za aspiracje

Uważa Pan, że teraz go nie słychać?

Jest za słaby.

Dlaczego tak się dzieje?

Reprezentanci mieszkańców orientują się na cele minimalne. Bark jest wśród nich ludzi o ponadlokalnych ambicjach i o ponadprzeciętnych możliwościach.

Czego im brakuje?

Zazwyczaj cieszą się, gdy uda im się wejść do Sejmu, lub Senatu. Zajmują tam miejsca w ostatnich ławach poselskich, tuż przy wyjściu. Zaliczają się do tak zwanej "piechoty" parlamentarnej. Nie widać ich. To niestety nie ciągnie regionu do góry.

Pan ma wyższe ambicje?

Moim celem jest wypracować sobie silną pozycję w Warszawie - na tyle mocną, aby w pozytywny sposób zmienić losy naszego regionu i całej polityki. Nie ukrywam, że jestem ambitnym człowiekiem.

Uważa Pan, że jednostka może coś zmienić?

Gdyby tak nie było, historia toczyłaby się koniecznym rytmem rozwoju, tak jak chciał Hegel. Sęk w tym, że Hegla odrzucono. Historii nie traktuje się jako sfery zdeterminowanej. To co może wytrącić ją ze schematów i nieuchronności, to właśnie czynnik ludzki. Jeżeli coś [a raczej ktoś] odwracało bieg historii, to właśnie jednostki.

Właśnie... Pan zapowiedział, że kandydowanie do Sejmu jest jedynie początkiem Pana drogi?

Tak. Mam wyższe ambicje i proszę mnie za to nie krytykować. Ambicje nie są niczym złym. Nie powinno się ludzi zwalczać za aspiracje. Jeżeli ktoś może pociągnąć wspólnotę do góry, dać energię, to właśnie ludzie ambitni. Ambicje trzeba wynagradzać. Mój interes jest zestrojony z interesem regionu konińskiego. Nie ma sprzeczności. Nie jestem egoistą.

A potencjał?

Talent jest w życie niezwykle ważny. Samą tylko pracowitością nie osiągnie się sukcesu. Potrzebny jest błysk. Ludzie mówią mi: "masz ogromny potencjał". Ale niech to wyborcy sami zweryfikują. Przede wszystkim niech mnie wysłuchają. Przeczytają moje teksty. Obejrzą moje programy. Jeżeli to zrobią, o wynik wyborów jestem spokojny.

Dziś polityka to gra na emocjach?

Od takiej polityki chcę trzymać się, jak najdalej. Dla mnie życie publiczne to misja i służba. Gdy pełniłem funkcję dziennikarza też wyznawałem te zasady. Chcę być do bólu merytoryczny. Chyba jako jedyny kandydat głoszę program.

Zapowiedział Pan, że w przyszłości chce się ubiegać o funkcję przewódcy Lewicy, rozumiem, że ogólnokrajowego?

To też jest głęboko przemyślany ruch. Tego rodzaju zapowiedź wzmacnia. Przenosi na innym poziom. W razie wyboru, nie będę traktowany jak zwykły poseł, a jako pretendent do roli lidera. Ktoś, kto może zasiąść w pierwszych sejmowych rzędach. W ten sposób ciągnę również cały region koniński do góry. Jednak moja zapowiedź jest poważna.

Uważa Pan, że wygrałby z Czarzastym, Biedroniem, Zandbergiem?

Na pewno rzucę im rękawiczkę. Nie mam kompleksów. Ostatnie 13 lat poświęciłem na ciężką pracę. Nie próżnowałem. Zajmowałem się bardzo trudnymi dziedzinami: filozofią, fenomenologią, filozofią polityki i socjologią polityki.  Czytałem, a właściwie badałem dzieła wielkich filozofów. Czuję się znakomicie przygotowany. Jestem gotów na starcie z każdym: z Czarzastym, Biedroniem, Zandbergiem, ale także z Tuskiem czy Kaczyńskim. Nie boję się nikogo. Nie pęknę!

Uważa Pan, że filozofia pomaga w polityce, w życiu publicznym?

Wystarczy znać historię. Tam, gdzie do głosu dochodzili filozofowie, natychmiast działo się dobrze. Osiągano rozwój. Arystoteles był nauczycielem Aleksandra Wielkiego. W Anglii, Thomas Hobbes i John Locke kreowali zasady państwa liberalnego. We Francji Monteskiusz opracował ideę trójpodziału władzy. Kant odkrywał reguły poznania i moralności. Wszystko to stanowi najpiękniejsze okresy ludzkości.

* * * * *

Sześciogodzinny czas pacy

Ma Pan wizję Lewicy?

Podstawą jest patriotyzm. Lewica nie może być obojętna na wartości patriotyczne. Wręcz przeciwnie: musi być na wskroś patriotyczna, propolska, ale i proeuropejska. Ja mówię otwarcie: "kocham Polskę". Nigdy nie siedzę, gdy grają polski hymn. To miałem od dziecka.

A w kwestiach stanowiska programowego?

Lewica powinna być zawsze blisko ludzi, zwłaszcza tych z Polski lokalnej. Nie może zapominać o słabszych. Musi ich bronić. To jest fundamentalne zadanie Lewicy. Ale nie może też przeszkadzać przedsiębiorczym. Musi ich wspierać.

Z czego Pan czerpie inspirację?

W założeniach wychodzę od Teorii sprawiedliwości Johna Rawlsa, który uważał, iż kryterium oceny jakości państwa jest to, w jaki sposób traktuje słabszych. To dla mnie podstawowe źródło.

Słabszych w sensie społecznym?

W każdym sensie. I społecznym. I kulturowym. Prawa człowieka zawsze muszą być przestrzegane.

Czyli socjalizm?

Jestem pośrodku. Zresztą sam Rawls, twórca Teorii sprawiedliwości był liberałem. Formułował poglądy z pozycji liberalnych. Tylko, że w Polsce forsowane jest fałszywe pojęcie liberalizmu.

Na czym polega fałsz?

Wmówiono ludziom, że liberalizm sprzyja tylko bogatym. Że jest przeciwko biednym. Że chce ich zniszczyć. A to nieprawda. Jest dokładnie odwrotnie.

To czym jest liberalizm?

Dobrze pojęty liberalizm mówi o szacunku dla prawa, dla Konstytucji i wyrównywaniu nierówności. Tworzeniu szans. Tę perspektywę znajdziemy zarówno u Hobbesa, Jeana-Jacquesa Rousseau, jak i Johna Stuarta Milla.

Uważa Pan, że to jest dobry kierunek?

W Teorii sprawiedliwości Rawls zadaje fundamentalne pytanie: skąd wzięły się nierówności? I udziela odpowiedzi. Nierówności nie są wyłącznie zawinione przez ludzi. One są zastane. Rodzimy się już z przypisanymi statusami i rolami. Klasyczni kapitaliści mówią, że "każdy jest kowalem własnego losu"...

A to nieprawda?

W większym stopniu, to los jest kowalem naszego losu. Nie wszystko w życiu od nas zależy. Każdy rodzi się z jakimiś predyspozycjami, talentami, uzdolnieniami. One nie są równe. Ktoś może otrzymać umiejętność gry na skrzypcach. Ktoś inny gry w tenisa, tak jak Iga Świątek.

Na czym polega nierówność?

Natura nie dla wszystkich jest tak samo łaskawa. Obdarowani będą z tego tytułu osiągali ogromne zyski. I ktoś, kto nie otrzymał porównywalnych talentów im nie dorówna. Choćby trenował dziesięć razy więcej od Igi Świątek, to nie da rady wskoczyć na jej poziom. Dlatego partycypowanie na rzecz dobra wspólnego musi się różnie rozkładać, a nierówności trzeba się starać łagodzić.

Niektórzy po prostu rodzą się bogatymi?

Większość kapitałów, nie tylko ekonomiczny, powstaje w układzie pokoleniowym. Nie jest zasługą Dominki Kulczyk, że urodziła się bogata. Nic nie mam do jej majątku. Ma prawo go dziedziczyć i nim dysponować, jak chce. Ale z tego tytułu nie mogą wynikać dodatkowe przywileje, a raczej dodatkowe zobowiązania. Jeżeli masz więcej, to twoja odpowiedzialność jest również większa.

Bogaci by się z Panem nie zgodzili? Oni uważają, że pomoc socjalna powinna być niska?

To nie jest oczywiste. Bogaci twierdzą tak, gdy już widzą kim są. Gdy mają pewność, że przypadło im w udziale bogactwo. Gdy tego nie wiedzą, mówią zupełnie co innego. Opinie zależą zawsze od położenia. I to należy korygować. Rzeczywistość trzeba definiować z neutralnych, obiektywnych pozycji.

Mógłby Pan doprecyzować?

Rawls przeprowadził na poczet Teorii sprawiedliwości eksperyment intelektualny, który nazwał zasłoną niewiedzy. Wyobraźmy sobie, że ludzie nie mają pojęcia o swoim przyszłym stanie. Że nie wiedzą, kim w życiu będą i jak potoczą się ich losy. Że się dopiero narodzili i ich przyszły los nie jest im znany. Że znajdują się za zasłoną niewiedzy. Okazuje się, że w warunkach braku wiedzy o swym przyszłym losie, również ludzie bardzo zamożni, bogaci, opowiadają się za najwyższym zabezpieczeniem socjalnym.

Czyli punkt widzenia zależy od punktu siedzenia?

Sprawiedliwość można definiować tylko z pozycji neutralnych. Między innymi dlatego, Arystoteles mówił o złotym środku. Nie trzeba być biednym, aby oczekiwać bezpieczeństwa socjalnego. Wystarczy nie wiedzieć kim się będzie i już ludzie opowiadają się za transferami socjalnymi.

Czyli trzeba przyjmować opcję zerową?

Los chętnie daje talenty i przywileje, i równie łatwo je odbiera. Trzeba mieć wyobraźnię oraz empatię. Nic nie musi być dane raz na zawsze. Również w przebiegu życia, wiele się może zmienić. Nigdy do końca nie wiadomo, co się w życiu wydarzy. Choroba czy wypadek, może doprowadzić do kalectwa. Pozbawić umiejętności osobę, która dzięki nim uzyskiwała wysokie dochody. Co wtedy?

A pracowitość?

Człowiekowi, którego wypadek pozbawi dwóch rąk czy nóg, pracowitość na niewiele się zda. Poza tym, Rawls twierdzi, że pracowitość też jest w jakiś sposób przydzielona przez los, że jest talentem, predyspozycją. Nie każdy rodzi się równie pracowity.

Uważa Pan, że podatki powinny być wysokie?

Powinny być bardzo niskie, bo wówczas gospodarka rozwija się najlepiej, a do budżetu wpływa najwięcej pieniędzy. Z tym, że trzeba uszczelniać politykę fiskalną.

W jaki sposób?

Wraz z obniżaniem podatków, zwiększa się ryzyko związane z ich niepłaceniem. W ekonomii istnieje paradygmat, który nazywa się krzywą Laffera. Założenie to opiera się na korelacji pomiędzy wysokością stawek podatkowych, a ryzykiem pozostawania w szarej strefie.

Czy wtedy ludzie wychodzą z szarej strefy?

Istnieje model tłumaczący tę sytuację, w sposób biegunowy. Gdyby stawki podatkowe wynosiły 100 proc. dochodów, nikt by ich nie płacił; ale gdy równe są poziomowi np. 1 proc. - wszyscy je zapłacą. Po prostu wówczas nie opłaca się nie płacić podatków. Trzeba znaleźć optymalną skalę.

To paradoks?

Dał o sobie znać w wielu krajach. Obniżenie stawek podatkowych zwiększa obszar podatkowy. Ludzie wychodzą z szarej strefy, gdyż nie opłaca się tam pozostawać. Osób przedsiębiorczych nie można karać za aktywność, trzeba je wspierać. W efekcie pieniędzy do budżetu wpływa więcej, bo przybywa podatników. Inny skutkiem jest spadająca przestępczość.

To jakie powinno być idealne państwo?

Zrównoważone. Pomagające biednym, z tym że pomoc socjalna powinna być precyzyjnie zaadresowana. Środków budżetowych nie gromadzi się po to, aby je rozdawać na lewo i prawo. Trzeba pomagać biednym, ale rozsądnie i precyzyjnie. Z drugiej strony, nie wolno przeszkadzać przedsiębiorczym. Należy ich wspierać.

Czyli jednak wolny rynek?

Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało! Od wielu lat mam w głowie taką alegorię. W basenie pływają ludzie, a na wieży siedzi ratownik. Nie przeszkadza, gdy miłośnicy wody zażywają kąpieli. Ale wkracza zdecydowanie do akcji, gdy ktoś tonie. Takie powinno być idealne państwo. Interweniować, kiedy jest taka potrzeba. Nie pozwolić ludziom utonąć, ale też im nie przeszkadzać, gdy spokojnie sobie pływają i cieszą się życiem. Państwo to ratownik.

Lewica opowiada się za siedmiogodzinnym dniem pracy. Dlaczego?

Moja propozycja idzie jeszcze dalej.

To znaczy?

Proponuję sześciogodzinnym czas pacy, przy zachowaniu dotychczasowych zarobków.

Co to nam da?

Znów mamy do czynienia z paradoksem. Ale życie jest pełne paradoksów. Zwiększy się wydajność pracy.

Gdy skrócimy czas pracy?

Wiele osób to dziwi, lecz ten efekt został wykazany naukowo. Teza pochodzi od brytyjskich konserwatystów. Nazywa sią prawem Parkinsona. Gdy pracownik ma na wykonanie jakiegoś zadania określony czas, to zazwyczaj chce wykorzystać w całości.

I wtedy wydajność spada?

Czas jest podstawowym zasobem. Słusznie mówi się, że "czas to pieniądz". Gdy na daną czynność przeznacza się zbyt wiele czasu, marnowane są zasoby. W ten sposób traci państwo i przedsiębiorcy.

A pracownicy?

W ośmiogodzinnym systemie zadania rozciąga się na cały ten czas. Efektywność spada w miarę upływającego czasu. Dochodzi zmęczenie, które dodatkowo obniża wydajność. Pracownicy są wyeksploatowani. Nie mają czasu na życie rodzinne, ani na osobisty rozwój, zdobywanie wiedzy czy nowych kompetencji. Kuleje wrażliwość kulturowa. Ale efektów skrócenia czasu pracy jest dużo więcej.

Jakie na przykład?

Elastyczność. A ona z kolei przekłada się na społeczną mobilność, podstawowy czynnik rozwoju społeczno-gospodarczego. Nikt nie zastanowił się głębiej, dlaczego forsowana swego czasu przez ministra Michała Boniego i KO strategia gospodarcza rozwoju polaryzacyjno-dufuzyjnego w Polsce nie sprawdziła się.

Dlaczego?

Bo ciągle nie mamy wystarczająco mobilnego społeczeństwa. Strategie polaryzacyjno-dyfuzyjne opierają się na założeniu, iż rozwój gospodarczy powinien być kreowany w wielkich ośrodkach.

Czemu właśnie tam?

W małych nie ma gospodarczego "dynamitu".

To znaczy?

Teza wyjściowa jest słuszna, bo brakuje wystarczającej liczby kapitału, środków finansowych, zasobów pracy. Duże ośrodki rozwiązują ten problem przez efekt skali. Kumulują zasoby. Tyle tylko, że odbywa się to kosztem drenażu i spustoszenia obszarów lokalnych. Ludzie wyjeżdżają z mniejszych miast i wsi.

Czyli strategia polaryzacyjno-dyfuzyjna jest zła?

Problem sprowadza się do kwestii, na jak wielkie odległości metropolie są w stanie wyrzucić wzrost gospodarczy i dobrobyt. Strategia polaryzacyjno-dyfuzyjna sprawdziła się w wielu krajach świata, ale w Polsce nie zadziałała.

Co było powodem?

Brak naturalnych transferów finansowych, a to znów problem niewystarczającej mobilności społecznej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby ludzie mogli jechać np. do Warszawy w celu wykonania pracy i powrócić do Konina, Słupcy, lub do Koła, w ciągu jednego dnia. Wtedy pieniądze zarabiane w Warszawie mogliby wydawać w Koninie. Poziom życia by się wyrównywał.

Czyli pociągi jeżdżą cały czas za wolno?

Mobilność można uzyskiwać również przez zwiększenie elastyczności pracy. Gdyby dzienny czas pracy wynosił sześć godzin, jak zakłada moja propozycja, wówczas na dojazd do pracy byłoby dwie godziny więcej. Praca w Warszawie czy w Łodzi nie pociągałaby za sobą konieczności opuszczania Konina i regionu konińskiego.

No i ludzie mniej by pracowali?

Kluczowe jest coś innego. Chodzi o większy wybór. Sześciogodzinny czas pracy, to najbardziej poręczna formuła. Dobę można podzielić wtedy na cztery części. W ten sposób zwiększa się nie tylko elastyczność, ale i dostępność pracy. Jeżeli ktoś ma na to ochotę, proszę bardzo, niech pracuje więcej. Nie wolno zabierać ludziom szans na bogacenie się.

Zgłosi Pan taką propozycję w Sejmie?

Jeżeli wyborcy mi zaufają będzie, to jeden z pierwszych projektów ustaw, który skieruję do laski marszałkowskiej. Zgłoszę setki projektów i programów w sprawach ważnych dla regionu konińskiego.

* * * * *

Perspektywa humanistyczna i kandydat obywatelski

Lewica zapewne nie będzie dysponowała w Sejmie samodzielną większością, dlatego stanie przed Panem konieczność przekonywania polityków innych partii?

Dla dobra kraju trzeba działać ponad podziałami. Takim człowiekiem staram się być: otwartym, nie zamykającym się w jednym wymiarze i w podziałach. To też jest pomysł na mój udział w życiu publicznym. W polityce często postępuje się w myśl pochodzącej ze Starożytnego Rzymu maksymy: "dziel i rządź!". Ja nie szanuję tej reguły. Moja dewiza jest zupełnie inna.

Jaka? Proszę o nie opowiedzieć.

Łącz i rządź! Jestem pragmatyczny. Irytuje mnie myślenie dogmatyczne czy szufladkowanie ludzi. Nie jest dla mnie ważne, kto skąd przychodzi i w co wierzy, ale co chce zrobić, dla ludzi, dla Polski, dla Konina i całego regionu konińskiego. Dla wszystkich powiatów wchodzących w jego skład. Mówię wyborcom: nie głosujcie na partie(!), wybierając konkretnych kandydatów, nie kierujcie się ich przynależnością polityczną, bierzcie pod uwagę tylko czynnik humanistyczny, ludzki: człowieka.

Właśnie, da się zauważyć, że w swym programie łączy Pan różne punkty widzenia?

Bardzo nie lubię dogmatycznego podejścia. Gdy chce się zrobić coś dobrego, ono ogranicza pole manewru już w punkcie wyjścia. Usztywnia stanowiska. Jak pisał Leibniz: nie ma świata doskonałego, ale istniejący świat jest najlepszym z możliwych, bo zawiera w sobie wolność, a stąd i możliwość doskonalenia go. Świat doskonały, byłby światem bez możliwości rozwoju. Tak samo nie ma doskonałych, idealnych systemów czy programów. W rzeczywistości nic nie jest w stu procentach idealne.

Jaką zatem drogą iść?

Czerpać z różnych źródeł. Wybierać to co najlepsze. Nie zamykać się w punkcie wyjścia. Tylko w ten sposób można stworzyć wartościowe programy. Ja na przykład, łączę rozwiązania socjalne z wolnorynkowymi, a nawet neoliberalnymi.

Da się to połączyć?

Tam gdzie trzeba kreować wzrost gospodarczy i wspierać przedsiębiorców, opowiadam się za rozwiązaniami wolnorynkowymi: za deregulacją i niskimi podatkami. Tam zaś gdzie chodzi o humanizm i obronę człowieka, odwołuję się do myśli socjalistycznej i katolickiej nauki społecznej, do encyklik takich, jak Rerum Novarum, Quadragesimo anno, czy Laborem Exercens. Łączenie dobrych rozwiązań tworzy synergię, czyli efekt wyższego rzędu.

To można połączyć?

I socjalizm, i liberalizm, i Kościół wyrażają troskę o człowieka. Podmiot jest wspólny. Problem w tym, iż w dzisiejszych czasach traktuje go się przedmiotowo. To trzeba zmienić. "Drogą Kościoła jest człowiek", powiedział wybitny filozof, personalista, Jacques Maritain, podczas Soboru Watykańskiego II, a ja mówię: drogą lewicy jest człowiek, drogą polityki jest człowiek.

Jest Pan osobą wierzącą?

Tak zostałem wychowany i nie będę się tego wypierał. Gdy zaproponowano mi kandydowanie z listy Nowej Lewicy, powiedziałem wprost: jestem wierzący.

Czuł Pan konieczność takiej deklaracji?

Chciałem uczciwie postawić sprawy. Przejrzystość jest bardzo ważna. Po prostu odczuwam konieczność transcendencji. Nie jestem jednak konserwatystą. Opowiadam się za świeckim państwem i rozdziałem Kościoła od Państwa. Najbardziej odpowiada mi koncepcja, o której pisał amerykański filozof Richard Rorty, konstytucji bez metafizyki i głęboka sekularyzacja.

Uważa Pan, że powinno głosować się na człowieka?

Wrażliwością dysponują ludzie, a nie partie polityczne czy koalicje wyborcze. One nie używają języka, nie mówią, ani też nie posiadają uczuć. Jedynie człowiek zdolny jest do altruizmu, empatii, do wyższych emocji, a to w życiu publicznym i społecznym cechy niezbędne.

Jednak każdy reprezentuje jakąś partię?

Dla mnie najważniejszą partią, którą chcę reprezentować jest region koniński, piękna kraina nad Wartą, powiat kolski, powiaty: turecki, słupecki, wrzesiński, gnieźnieński, średzki, śremski, gmina Kościelec. Jestem kandydatem bezpartyjnym i czuję się jeszcze dodatkowo kandydatem obywatelskim. To ja zostałem rekomendowany przez organizacje pozarządowe jako kandydat nr 1 w naszym okręgu.

Właśnie został Pan wprowadzony na tzw. obywatelską listę krajową, stał się Pan tak zwaną "obywatelską jedynką". Co to oznacza?

Nazywam to perspektywą humanistyczną. Stowarzyszenie Obywatele RP, dokonało przeglądu list wyborczych czterech opozycyjnych formacji politycznych na terenie całej Polski. W wielu okręgach zostali wskazani kandydaci obywatelscy [jeden w okręgu], ponadpartyjni, którzy zostali wprowadzeni na obywatelską listę krajową.

We wszystkich okręgach?

W kilku. W wielu trwają jeszcze analizy i przegląd kandydatur.

Co to oznacza?

Jest to rekomendacja dla wyborców. Chodzi o to, aby zwiększyć przejrzystość wyborów. W myśl tej zasady o poparciu takiego czy innego pretendenta mają decydować nie kryteria polityczne czy partyjne, ale osobowe. Głosować trzeba na człowieka.

Rozumiem, że lista krajowa obywatelskich kandydatów będzie promowana w całej Polsce?

W Warszawie odbędzie się wielka debata organizowana przez Oko Press oraz konferencja prasowa, na której wszyscy kandydaci zostaną zaprezentowani. Lista będzie promowana w całej Polsce i w każdym okręgu. W planach są też debaty problemowe. Do okręgów, w których startują obywatelscy kandydaci zostanie skierowane za pośrednictwem Internetu tysiące materiałów wyborczych oraz program każdego kandydata.

Kto znalazł się na obywatelskiej liście krajowej?

Na przykład kandydat KO w Krakowie, prof. Tadeusz Gadacz, wykładowca renomowanych uczelni: Wydziału Humanistycznego AGH w Krakowie oraz Collegium Civitas w Warszawie. Prof. Gadacz to światowej sławy intelektualista, uczeń i asystent ks prof. Józefa Tischnera i prof. Barbary Skargi. Innym znanym kandydatem jest Cezary Paweł Kasprzak, lider ruchu Obywatele RP. Znany z walki o prawa człowiek. Jest liderka listy KO w okręgu podhalańsko-sądeckim, Weronika Smarduch. Są znani kandydaci Nowej Lewicy, aktywiści społeczni, osoby bezpartyjne i ponadpartyjne.

Co daje umieszczenie na krajowej liście kandydatów obywatelskich?

Poparcie wielu organizacji pozarządowych. Ten fakt zwiększa nasze szanse i możliwości w wyborach. Ale, co najważniejsze, również otwiera dużo bardziej rozległe perspektywy działania, po ewentualnym wyborze.

Dystansuje się Pan od partii politycznych?

Nie wypieram się startu z listy Lewicy. W razie wyboru lojalnie wejdę do jej klubu parlamentarnego. Jednak będę postępował samodzielnie, zgodnie z własnym sumieniem. Nie pozwolę, aby ktoś wysyłał do mnie sms-y z instrukcjami, co mam mówić dziennikarzom, ani też dyktował, co powinienem robić czy w jaki sposób głosować. Tak nie będzie! Akcentuję obywatelski wymiar polityki. Chcę być samodzielny. Odpowiadam przede wszystkim przed moimi wyborcami.

Do tej pory ludzie zawsze głosowali na partie polityczne?

Czas to zmienić. To był błąd. Jestem zwolennikiem czegoś, co nazywam perspektywą humanistyczną, uważam, że wyborcy powinni głosować humanistycznie, czyli na człowieka; a po drugie, lokalnie, na kandydata związanego z regionem konińskim, który się na tej ziemi urodził i wychował.

Czyli patriotyzm lokalny?

Co z tego, że zagłosujemy na kogoś spoza regionu konińsko-gnieźnieńskiego. Ktoś taki nie będzie reprezentował dobrze naszych lokalnych spraw. To wbrew interesom mieszkańców Ziemi nad Wartą.

Jaki jest Pana stosunek do pozostałych partii opozycyjnych, do ich kandydatów?

Realnie patrzę na życie i politykę. Oczywiście są moimi konkurentami. Rywalizujemy o głosy. Ale grajmy fair. Z szacunkiem odnoszę się do ludzi aktywnych. Jesteśmy po tej samej stronie sceny politycznej. Walczymy o głosy wyborców opozycji. Dlatego chciałbym się zwrócić do wszystkich wyborców opozycyjnych formacji: do sympatyków Nowej Lewicy, Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi, ale również do wyborców PiS, Konfederacji, Bezpartyjnych Samorządowców. Także do tych którzy najczęściej nie chodzą na wybory. Do wszystkich ludzie regionu konińskiego. Przejrzyjcie dokładnie listy wyborcze, poddajcie je analizie i głosujcie na człowieka, a nie na partie. Mam do Was bardzo konkretną prośbę. Jestem kandydatem innym niż pozostali. Bardzo ambitnym, świeżym, z pomysłami, z ideą, z wyobraźnią, kreatywnym, przede wszystkim z wizją, tego co trzeba zrobić dla regionu konińskiego i dla Polski. Chcę być obywatelski i ponadpartyjny. Wznieść się ponad podziały. Proszę zagłosujcie na mnie, potrzebuję tysięcy Waszych głosów. Mówię to od serca, pomóżcie mi. Chcę Wam służyć! Zagłosujcie na mnie! Będziecie dumni! Zrobię wszystko, aby wynieść region koniński na wyżyny, rozsławić go w całej Polsce i spełnić marzenia ludzi tu mieszkających. Dać im prestiż. Aspiracje nie są niczym złym. Tylko na aspiracjach i marzeniach można zbudować coś wielkiego. One dają siłę. Jak mawiał wybitny polski judoka, mistrz świata, Paweł Nastula: "na sukces składają się dwie rzeczy: porażki i marzenia. Ja mam jedno i drugie. I to mnie buduje. Idziemy po zwycięstwo. Po wielki sukces. Chodźcie ze mną. Nie za mną, a ze mną.

* * * * *

W kolejnych artykułach i wywiadach Roman Mańka [3/17] opowie o swoim życiu, o pracy, o tym w jak dramatycznych okolicznościach uniknął śmierci. A także o swoich ideach, zamiarach, marzeniach, wizji i planach. I o tym, co chce zrobić dla regionu konińskiego i Polski.

W każdy piątek o 20.00 na swoim profilu Facebooka Roman Mańka prowadzi transmisję dla mieszkańców regionu konińskiego, a w soboty o tej samej porze dla młodzieży i kibiców piłki nożnej. Zainteresowanych serdecznie zapraszamy.

Dla mediów ogólnopolskich odkryła go znana aktorka, Beata Kawka [tu jest link do materiału video]: https://www.facebook.com/tuhaloradio/videos/299703321211126/

Inni kandydaci, gdy mówią, lub piszą o programie ograniczają się zazwyczaj do dwóch zdań. Roman Mańka przedstawiał swój program przez prawie dwie godziny [tu jest link do materiału video]: https://www.facebook.com/tuhaloradio/videos/323041812242230/

Rozmowa na temat najnowszej książki Romana Mańki, napisanej wspólnie z Łukaszem Ziają i Bartoszem Mazurowskim:

Materiał finansowany ze środków Komitetu Wyborczego Nowej Lewicy.

* * * * *

Autor sześciu książek. W przeszłości z-ca redaktora naczelnego Gazety Finansowej i szef działu krajowego tego Wydawnictwa, współpracował również z prestiżowymi magazynami, takimi jak: Forbes, Business Open, Gentleman i Home&Market. Komentował wydarzenia społeczno-polityczne w największych polskich stacjach telewizyjnych oraz rozgłośniach radiowych, m.in. w Polsat News, TVP Info, w Polskim Radiu, RMF FM. Jego autorski program w "Halo Radio" uważany była za jeden z najlepszych pod względem merytorycznym. Wiele jego publikacji w Gazecie Finansowej zostało później zamieszczonych w największych polskich portalach internetowych, m.in. w Onet.pl i Interii.

W latach 2002-2006 zatrudniony w Przeglądzie Konińskim. Pracował w lokalnej mutacji tygodnika - Przeglądzie Kolskim. Na łamach tego ostatniego Czasopisma ujawnił wiele afer o podłożu korupcyjnym i kryminalnym, m.in. próby przejęcia przez prywatne osoby związane wtedy z kolskim samorządem spółki MZEC w Kole, nieprawidłowości w ZUP, a także proceder wyprowadzania pieniędzy z Funduszy Profilaktyki Przeciwalkoholowej i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Pisał również o korupcji w policji, działaniach zorganizowanych struktur przestępczych, a także o molestowaniu seksualnym w Zakładach Mięsnych Sokołów S.A. w Kole i o bulwersującym procederze kupowania głosów w wyborach samorządowych.

Od 13 lat głęboko zajmuje się naukami humanistycznymi, zwłaszcza filozofią, fenomenologią, filozofią polityki i socjologią polityki. Współpracuje z warszawskimi Think Tankami. Obecnie jest wykładowcą akademickim. Wykłada filozofię, socjologię, a także politologię i nowoczesne systemy polityczne na wyższych Uczelniach. Specjalizuje się w filozofii Edmunda Husserla, Martina Heideggera, Emmanuela Levinasa, Maurice Merleau Ponty,ego i Immanuela Kanta. Bada ich dzieła.

Jest kandydatem bezpartyjnym i obywatelskim. O manat posła ubiega się z przedostatniego miejsca [3/17] na liście Nowej Lewicy.

Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
Najważniejsze, aby państwo nie przeszkadzało!
Czytaj więcej na temat:Roman Mańka, wybory 2023, Nowa Lewica
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole