Dominik od dwóch lat walczy o życie. Bliscy proszą o pomoc i wsparcie
Minęły prawie 2 lata od wypadku, który całkowicie zmienił życie 45-letniego Dominika Jałoszyńskiego i jego rodziny. Mężczyzna nadal pozostaje w śpiączce i walczy o powrót do zdrowia, a bliscy szukają świadków zdarzenia.
To miał być dzień jak każdy inny. 12 grudnia 2022 roku o godz. 15:34 na ul. Kolejowej (na wysokości bloków ul. Legionów 8 – 12) Dominik Jałoszyński wyjeżdżał z zatoczki. Był u księgowej, a zamierzał jeszcze zajrzeć na pocztę. Niestety tam już nie dotarł. Gdy wyjechał z zatoczki, w Skodę Citigo pana Dominika, uderzyła jadąca od strony targowiska Mazda CX-5.
– Panowały wtedy szczególnie trudne warunki – to był grudzień, granica zmroku. Został uderzony przez pojazd prawie dwukrotnie cięższy. To było zderzenie boczne, a konsekwencje są bardzo poważne – mówi Ryszard Jałoszyński, ojciec Dominika. – Chcemy poznać prawdę o tym wypadku. Dlatego jeśli ktoś coś widział, na Facebooku może jakieś zdjęcia, komentarze dotyczące tego wypadku, to prosimy o kontakt. Poszukujemy świadków, każde zdjęcie, każde spostrzeżenie może być pomocne – dodaje.
Poszkodowany Dominik Jałoszyński w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł trzygodzinną operację. Usunięto mu krwiak, fragment czaszki i mózgu.
– Rokowania były poważne, niepewne, obarczone ryzykiem. Nie wybudził się ze śpiączki farmakologicznej. po sześciu tygodniach z OIOM-u trafił do "Budzika" w Sawicach pod Siedlcami – opowiada pan Ryszard. – Niepokoiło utrzymujące się wodogłowie. Po 10 dniach Dominik doznał krwotoku wewnątrzczaszkowego. To była bardzo groźna sytuacja, równie groźna jak po wypadku. Trafił na neurlogię w Siedlcach. Tam leżał prawie trzy miesiące. W tym szpitalu ratowano mu życie po raz drugi. Był straszliwie wycieńczony, miał ciągłe infekcje, jego odporność spadła – dodaje.
Mężczyzna został przewieziony do szpitala na warszawskim Bródnie, a później do stołecznego „Budzika”. Ze względu na różnego rodzaju infekcje, Dominik nie był w stanie uczestniczyć we wszystkich ofertach tej placówki. Zawsze przy nim był ktoś bliski.
– Widzieliśmy, że to jest mu potrzebne – głos, dotyk, taka bliskość – podkreśla pan Ryszard. – Jeśli chodzi o jego sprawność intelektualną czy zdolność kontaktowania się z innymi to jest takie falowanie. Nie ma tego stanu ciągłego, równego. Przeżył wiele bólu i lęków. Dostrzegamy, że nas słyszy, rozumie niekiedy, co do niego mówimy. Cierpimy, gdy próbujemy pojąć, co myśli i czuje, jak radzi sobie ze świadomością ograniczeń i niepewnością jutra – dodaje.
Pod koniec kwietnia Dominik wrócił do domu. Tam, przygotowano mu pokój z najpotrzebniejszym sprzętem, np. podnośnikiem i łóżkiem z funkcją pionizacji. Ich zakup możliwy był dzięki prowadzonym w sieci zbiórkom oraz zaciągniętemu przez rodzinę kredytowi. Ważne było nie tylko stworzenie miejsca, ale też zapewnienie opieki specjalistów.
– Początkowo było bardzo trudno zorganizować zespół, który nas wspiera. To nie jest tak, że jak się wychodzi z „Budzika”, to dostaje się wykaz, gdzie pójść, co zrobić. Trzeba do tego dochodzić samodzielnie, a pacjent w śpiączce to zjawisko trudne, nierozpoznane w pełni nawet przez lekarzy. To, że jest u nas w domu, wiąże się z koniecznością wizyt lekarskich, pielęgniarskich, fizjoterapią, opieką logopedy. Ale jakoś sobie z tym radzimy – mówi Ryszard Jałoszyński. – Jest znacznie sprawniejszy, silniejszy, mięśnie się odbudowały, ale porażenie kończyn jeszcze występuje. Nie ma pełnej sprawności rąk i nóg. A ze względu na częste infekcje gardła, rehabilitacja logopedyczna jest bardzo spowolniona. Podejrzewam, że intensywniejsza praca nad tym zacznie się dopiero w przyszłym roku – dodaje.
Miesięczny koszt leczenia, rehabilitacji, zakupu środków higienicznych i inne to około 12000 –15000 zł. Trzeba też odłożyć pieniądze na planowane turnusy rehabilitacyjne. Żona i rodzice Dominika robią co mogą, żeby sprostać temu finansowemu wyzwaniu. Dlatego cały czas działa zbiórka na platformie pomagam.pl (link TUTAJ).
– Wszystko co do tej pory zebraliśmy zostało już skonsumowane. Jesteśmy wdzięczni za wszystkie wpłaty, bo 500 osób dobrowolnie nas wsparło. Większość z nich znała Dominika z różnych sytuacji. Był on osobą niezwykle lubianą, ciepłą, serdeczną. Był też honorowym dawcą krwi, a pracując w branży turystycznej wielu ludziom doradzał i one to pamiętają – mówi pan Ryszard.
Nie wiadomo co dalej, czy i kiedy Dominik się obudzi. Jest pod opieką lekarza rodzinnego i specjalistów: neurologa, żywieniowca, rehabilitanta. Cały czas pracuje pod okiem fizjoterapeutów, a po usunięciu rurki tracheostomijnej będzie się uczył od nowa mówić. Na pewno 45-latek może liczyć na nieustające wsparcie rodziny, która dba o jego dobrostan.
Tata Dominika podkreśla, że stan jego syna to efekt kilkusekundowego zdarzenia w centrum miasta, które może się przytrafić każdemu.
– Strefa ul. Kolejowej, gdzie został poważnie ranny, to miejsce, gdzie w ostatnich latach na przestrzeni 150–200 metrów doszło do 8 wypadków, z czego dwa były ciężkie. Nie chcę tego komentować, ktoś powinien wyciągnąć wnioski. Zawsze wyobrażałem sobie, że jeśli jest jakieś miejsce zagrożeń, to odpowiednie służby powinny się spotkać, porozmawiać o tym, co zrobić, żeby to się nie powtórzyło. Może warto się pokusić, aby zrobić solidny audyt – zastanawia się Ryszard Jałoszyński, który od prawie 2 lat analizuje wypadek syna.
Każdy, kto mógłby pomóc rodzinie Dominika Jałoszyńskiego w ustaleniu faktycznego przebiegu zdarzenia, ma zdjęcia czy filmy, proszony jest o kontakt z redakcją portalu LM.pl poprzez e-mail lub WhatsApp.
Mamy swój kanał nadawczy. Dołącz i bądź na bieżąco!