Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościW pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”

W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
Konińskie Wspomnienia

Wyjazdy „zerówką” do miasta na zakupy skończyły się około roku 1974, kiedy przy ulicy Dworcowej otwarto Dom Towarowy „Centrum” i sklepy w pozostałych pawilonach ze szkła i aluminium z ofertą, jakiej w Koninie nie widziano nigdy wcześniej.

Pisząc miasto, mam oczywiście na myśli lewobrzeżną część Konina, która długo jeszcze dla pokolenia moich rodziców, a dla dziadków już do końca ich życia była Koninem. Tutaj było osiedle, ewentualnie Czarków. Natomiast dla wszystkich tych, którzy dorastali wśród bloków, Konin był tutaj, a ten stary znany dość słabo a dla niektórych wcale.

Traktor pod butem

Latem 1974 roku, kiedy otwierane były nowe sklepy przy Dworcowej, miałem trzynaście lat, więc właściwie nie pamiętam odbywanych wcześniej wyjazdów na drugą stronę rzeki po spodnie dla mnie, koszulę czy inną garderobę. Zresztą w tamtym czasie dzieciak nie miał za dużo do powiedzenia na temat tego, co kupią mu rodzice i najczęściej ubierał to, co mama przyniosła ze sklepu. Wyjątkiem były buty, które trzeba było przed zakupem przymierzyć. Ale zanim zostałem nastolatkiem buty czy w ogóle odzież dla dzieci kupowało się przeważnie dopiero wtedy, kiedy ze starych wyrosły albo nie dało się załatać dziury spowodowanej wywrotką podczas biegania po podwórku.

Choć bywały zakupy wynikające z jakiejś wybuchłej nagle mody, po które trzeba się było pofatygować samemu. Jedną z nich były buty traktory na grubym spodzie, które zostawiały na ziemi ślad podobny do opon ciągnika. A w przypadku braku zgody na takie „ekstrawagancje” ze strony rodzicieli, do sklepu szło się z samodzielnie zgromadzoną gotówką. Na przykład za oddane do punktu skupu butelki po wódce, których w tamtym czasie, pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych, zawsze sporo można było uzbierać.

Po „szwedy” do krawcowej

Zresztą facetów przemysł odzieżowy nie rozpieszczał i jeśli ktoś chciał być trendy, pozostawał mu krawiec. Tak było z rozszerzanymi nogawkami od spodni, których wybór w sklepach był bardzo skromny. Około połowy lat siedemdziesiątych nogawki zmieniły kształt i poszerzane były już nie tylko od kolan, ale na całej długości. Mówiliśmy na nie „szwedy”. Jeśli chodzi o dziewczyny to podobny szał nastał w tamtym czasie na „bananówy”, czyli długie do ziemi spódnice w kształcie koła.

Jeśli więc nie miałeś, bracie/siostro, zaprzyjaźnionej z kimś z rodziny ekspedientki w odzieżowym przy ulicy Błaszaka (adres 1 Maja 2) czy cioci w Domu Dziecka, musiałeś iść z materiałem do krawcowej. To dlatego w nowym Koninie były aż dwa sklepy, w których można było nabyć tkaninę na metry, od czego wzięła się ich potoczna nazwa – „metraż”. Jeden był zaraz obok Goplany przy Dworcowej 6, a drugi między kwiaciarnią „Tulipan” a sklepem „po Dębińskiej” przy 1 Maja 11.

„Nastolatka” bez t-shirtów

Nadzieje na łatwiejsze ubranie młodego pokolenia ożyły wraz z otwarciem w szczycie bloku przy Alejach 1 Maja 4 sklepu odzieżowego o wdzięcznej nazwie „Nastolatka”. Po lewej sąsiadował z nim w bliźniaczym pawilonie spożywczy „Kasia”, a po prawej sklep AGD. Był jednym z tych, po których co jakiś czas biegałem w poszukiwaniu t-shirta, czyli – jak mawialiśmy wtedy nie znając tego nader wygodnego anglojęzycznego skrótu – „koszulki z krótkim rękawem”. Bo z produkcją tego rodzaju odzieży socjalistyczny przemysł też nie dawał sobie rady.

strona 1 z 2
strona 1/2
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
W pogoni za „szwedami” i „bananówami”, która kończyła się zakupem „padliny”
Weź udział w dyskusji
0/1000
0/28
KOMENTOWAĆ MOGĄ TYLKO OSOBY ZALOGOWANE
Twój komentarz może zostać przeczytany przez tysiące osób. Wydawca portalu LM.pl spółka LM LOKALNE MEDIA Sp. z o.o. nie bierze odpowiedzialności za jego treść. Komentarze zniesławiające lub mogące naruszać dobra osobiste osób trzecich grożą odpowiedzialnością karną i cywilną. Osoby pokrzywdzone mogą skutecznie dochodzić swoich praw w organach ścigania i w sądach. Zgodnie z ust. 16 Regulaminu Twój komentarz może zostać opublikowany nie tylko na tej stronie, ale również w innych mediach.
Komentarze nie na temat są usuwane.
Komentarze
Pamiętam na otwarciu Składnicy Harcerskiej rozdawano dzieciom gwizdki a z mamą chodzilśmy oglądac pociągi tu gdzie teraz jest wiadukt były rogatki
Dodano: Autor: Krzysztof kali
Pamiętam jak dziś,gdy należałem do Zuchów,a później do Harcerstwa, i trzeba było kupić mundurek,getry, czapkę, chustę oraz buty. Właśnie za butami trzeba było stać godzinami,wszystko inne praktycznie było od ręki. Buty były pierwsza klasa, wytrzymywały dużo i długo, ponieważ były z prawdziwej grubej skóry,to była jakość. Były też buty tzw Relaksy, już zrobione w większości z tworzyw sztucznych ale jakość też była super. W niektórych rodzinach były dziedziczone po starszym rodzeństwie ponieważ takie były czasy.
Dodano: Autor: Wiaru
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole