Stanisław Kwilecki z Grodźca zginął od strzału w tył głowy
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Wraz z nabyciem majątku Grodziec Kwileccy zyskali też nową siedzibę – pałac w Grodźcu - gdzie po ślubie w 1893 r. osiadł z żoną Kazimierz Kwilecki.
Po śmierci męża Niemcy zmusili Elizę Kwilecką do opuszczenia Grodźca, pozwalając jej zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Najmłodszą córkę urodziła w Warszawie, po czym przeniosła się do rodzinnego majątku w Białaczowie, gdzie pracowała jako księgowa do końca wojny.
Petycja do Urzędu Bezpieczeństwa
Po wyzwoleniu pani Kwilecka natychmiast wróciła do Grodźca, gdzie została bardzo przychylnie przyjęta przez mieszkańców. Pojechała więc po córki do Warszawy i zamieszkała z nimi w pałacu. Powrót hrabiny nie wszystkim się jednak spodobał i wkrótce funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa zażądali od niej niezwłocznego opuszczenia Grodźca. Ponieważ jednak mieszkańcy Grodźca wystosowali petycję do władz, by pozwolić Elizie Kwileckiej na pozostanie, wyrażono na to zgodę, ale musiała się przenieść do budynku przedwojennej ochronki. – Autorzy tej petycji (mam spis osób, które się pod nią podpisały) napisali, by nas zostawić w Grodźcu ze względów na zasługi ojca – wspomina Anna Krzyżanowska, córka Stanisława Kwileckiego. - Napisali że dadzą nam mieszkanie i będą się nami opiekować. Nasza mama chodziła do pracy do swojego dawnego majątku i tam pracowała jako księgowa, siedząc przy biurku swego męża. Uczyła też dzieci gry na pianinie i języka francuskiego, a kobiety uczyła jak robić guziki. Grała w kościele na organach w czasie mszy św. i prowadziła chór męski. Pamiętam też, że robiłyśmy skarpety.
Prośba o jakąkolwiek pamiątkę
Mieszkały w Grodźcu jeszcze przez dwa lata. - Ludzie w Grodźcu bardzo nam pomagali, na przykład pani z piekarni zawsze dawała nam, dzieciom bułeczki. Gdy był jarmark czy targ na placu obok kościoła, to dostawałyśmy jabłka lub jajka, ale mama nie pozwalała nam brać tych „prezentów”, bo nie mogła za nie zapłacić. Kiedyś poszłam do naszego (przed wojną) sadu i nazbierałam wiśni czy czereśni, które przyniosłam do domu. Zaraz musiałam pójść do ogrodnika pana Chudzyńskiego i powiedzieć mu, że „ukradłam” te owoce i przeprosić go za to. Pamiętam, że był tym wzruszony, bo bardzo szanował naszych rodziców. W Grodźcu miałam jeszcze swoją pierwszą komunię św. – wspomina Anna Krzyżanowska – ale zaraz potem pojechałyśmy z mamą do Mirkowa koło Warszawy, gdzie została zatrudniona jako księgowa w fabryce papieru.
- Po wojnie pan Antecki z żoną pana Kwileckiego szukali mnie, bo ona chciała usłyszeć coś o mężu - pamięta Barbara Nowacka. - Ale co ja jej mogłam powiedzieć? Zapytała, czy mam może jakąś pamiątkę, cokolwiek, choćby serwetkę papierową. Ale ja niczego takiego nie miałam.
Po wojnie majątek Grodziec został przejęty przez Skarb Państwa. W budynkach pałacowych umieszczono szkołę podstawową, a częścią gospodarczą administrowało miejscowe Państwowe Gospodarstwo Rolne.
Robert Olejnik
Przy pracy nad powyższym artykułem korzystałem z informacji zawartych w zbiorze „Kwilcz i inne majątki Kwileckich na przestrzeni wieków” (opracowanie i wstęp Andrzej Kwilecki), a szczególnie w rozdziale „Właściciele Gosławic, Malińca i Grodźca” autorstwa Elżbiety Wąchnickiej-Chwaliszewskiej, „Nigdy nie traćmy nadziei” Magdaleny Kwileckiej oraz we „Wspomnieniach konińskiego adwokata” spisanych przez Jacka Wiśniewskiego.
Opublikowane zdjęcia otrzymałem od Anny Krzyżanowskiej i Magdaleny Kwileckiej, za co obu paniom serdecznie dziękuję.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!