Rondo, którego nie było
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Wykonanie roboty Józef Karykowski zlecił Hydrobudowie 6 z Warszawy. Zlecenie zostało przyjęte głównie dzięki znajomym z Biura Projektów Zarządu Lotniskowego Wojsk Lotniczych, którzy pracowali w warszawskim przedsiębiorstwie. Problemem były rury, niezbędne do ułożenia ciepłociągu. Bo - czego młodzi czytelnicy mogą nie rozumieć - w gospodarce socjalistycznej niemal wszystkiego brakowało, więc nie liczyły się posiadane pieniądze, tylko przydział na poszukiwany towar.
- Trzeba było te rury mieć w 1963 r., żeby zdążyć na sezon grzewczy 1964/65 - tłumaczy Józef Karykowski. - więc zaangażowałem przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu, żeby to załatwił poprzez ministerstwo gospodarki komunalnej. Znów z pominięciem mojej dyrekcji w Poznaniu.
Mieszkania bez... łazienek
Rury zostały zamówione i prace ruszyły (fot. nr 7: montaż ciepłociągu nad torami kolejowymi przy wiadukcie na ulicy Przemysłowej). Tymczasem zapotrzebowanie na mieszkania wciąż rosło i WDBOR w Poznaniu zażądała, żeby na kolejnym, czwartym już konińskim osiedlu (dzisiaj Legionów) była ich jak najwięcej. Służyć temu miała likwidacja indywidualnych łazienek w mieszkaniach i budowa wspólnych sanitariatów na półpiętrach.
- Odpowiedziałem, żeby szykowali kogoś na moje miejsce, bo ja tego nie zrobię. I dali spokój. Przynajmniej na pewien czas.
Sposobem na zwiększenie liczby mieszkań i zmniejszenie jednostkowego kosztu mogła być budowa bloków wyższych niż tylko pięciokondygnacyjne. Ale zabudowa wysoka w miastach powiatowych wymagała uzyskania zgody na szczeblu rządowym. - Trzeba było mieć specjalne zezwolenie od wicepremiera Juliana Tokarskiego - pamięta Józef Karykowski.
- Poprosiłem o pomoc mojego dobrego kolegę Kazimierza Graczyka, który był wtedy posłem i członkiem komisji budownictwa w Sejmie. Po jakimś czas„„ie Kaziu zawiadomił mnie, że jesteśmy umówieni w Warszawie. Premier wypytywał nas o wydajność na budowach, o postęp robót, wreszcie na koniec zapytał, co chcemy. Kiedy wyjaśniliśmy, że chodzi nam o zgodę na wysoką zabudowę w Koninie, odpowiedział, że przecież nie wolno. „Ale premier może to zmienić" - mówimy. „A mocno chcecie" - zapytał. „Mocno, nie mocno - chcemy!". „A w Koninie będą umieli to zrobić?". „Będą". „Bierzecie odpowiedzialność za to?". „Bierzemy". „To macie zgodę".
Poznań go nie lubił
W Koninie Józef Karykowski miał pełne poparcie dla swoich działań.
- Przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej Janus czy sekretarz powiatowy Lamprycht zostawili mi wolną rękę: Jak ci się uda, to rób, my nie stawiamy przeszkód, usłyszałem. Zygmunt Pęcherski, który był w DBOR głównym księgowym, był też prezesem spółdzielni. Dogadaliśmy się i Zygmunt wiele spraw mi ułatwiał. Miałem też duże wsparcie Franciszka Chmiela, dyrektora elektrowni Konin, który przygotował cieplik w samej elektrowni.
Ale poznańskim przełożonym Józefa Karykowskiego jego poczynania wcale się nie spodobały. Tym bardziej, że mimo ich sprzeciwu, opracował plany zabudowy centrum nowego Konina (napiszę o tym w jednym z kolejnych odcinków „Konińskich wspomnień”) i piątego osiedla. Oprócz wieżowców (fot. nr 8: budowa jednego z pierwszych wieżowców w Koninie; kto zgadnie, który to budynek?), największym kamieniem obrazy był dla poznaniaków koniński ciepłociąg, bowiem do miejskiej sieci ciepłowniczej Poznania gorąca woda popłynęła dopiero w 1967 roku, a więc trzy lata późnej niż w Koninie. W rezultacie doprowadzili do tego, że na dwa tygodnie przed uruchomieniem konińskiego cieplika Józef Karykowski odszedł z DBOR do Huty Aluminium Konin, gdzie objął stanowisko głównego inżyniera budowy.
Narozrabiał w Koninie
Choć szefował konińskiej Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych niewiele ponad dwa lata, pozostawił po sobie ciepłociąg, plany zabudowy centrum Konina i piątego osiedla oraz zgodę na postawienie w Koninie wysokich budynków. To z jego inicjatywy zaczęto zazieleniać osiedle, które do tej pory przypominało betonową pustynię, po której wiatr roznosił piasek i pył. Zasługą Józefa Karykowskiego jest i to, że sprzeciwił się likwidacji łazienek w blokach, które miały być zastąpione wspólnymi dla kilku mieszkań sanitariatami. Pozostało też po nim skrzyżowanie, przez lata nazywane rondem Karykowskiego, choć nikt nigdy nie widział na nim tabliczki z nazwą. Skąd się wzięła?
- Kiedy było już wiadomo, że odejdę z DBOR, przyszli do mnie Antoni Studziński, Zygmunt Pęcherski i Piotr Kozłowicz i powiedzieli tak: „ponieważ żeś narozrabiał w tym Koninie, a nie dostałeś za to nic, to my tu ustalamy, że to rondo będzie nosiło imię Karykowskiego”. I tak to się rozeszło poprzez tych trzech ludzi. Mnie to nie przeszkadzało. Uważam, że to było bardzo miłe.
„Rondo Karykowskiego” utrwaliło się do tego stopnia, że kiedy pod koniec 2007 roku szukano dla Solidarności godnego obiektu, którego by mogła zostać patronem, prezydent Kazimierz Pałasz polecił sprawdzić swoim urzędnikom, czy nazwa ta ma status oficjalny, czy też może ma jedynie charakter zwyczajowy. Dopiero po wyjaśnieniu tej kwestii, podjęto decyzję, by nadać skrzyżowaniu imię Solidarności.
Robert Olejnik
Rozstrzygnięcie konkursu:
Na zdjęciu (fot. nr 7), które pokazaliśmy w piątek („Do czego ta rura?”), utrwalone zostały prace montażowe konińskiego ciepłociągu, wykonywane na wiadukcie w ciągu ulicy Przemysłowej. Jako pierwsza poprawnej odpowiedzi udzieliła Grażyna Jackowska, która otrzyma książkę z cyklu wydawniczego „Biblioteka Konińska”, ufundowaną przez księgarnię MAWI.
Książkę należy odebrać w ciągu miesiąca, to jest do 18 września 2014 r. W przeciwnym wypadku książka przepada na rzecz zwycięzcy następnego konkursu. Zastrzeżenie to dotyczy również zwycięzców poprzednich konkursów z cyklu „Konińskie wspomnienia”, którzy nie odebrali jeszcze swoich nagród. Mają na to czas do 18 września.
Sprzedaj swój rower po sezonie i zyskaj dodatkowe miejsce, a przy okazji gotówkę na nowe hobby!