Potopem rozpoczął się rok 1984 w konińskim budownictwie
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Ale nie mniej ciekawa i bulwersująca od przebiegu samej akcji ratunkowej jest reakcja na opisaną wyżej publikację Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Koninie. Otóż na artykuł w Wielkopolskim Zagłębiu odpowiedział sam dyrektor firmy, który poinformował, że ekipa pogotowia technicznego działała właściwie, a podłączenie siedziby Energobloku do kanalizacji miejskiej zostało wykonane nieprawidłowo i bez uzgodnienia z WPWiK, a na dodatek nie przekazano go na stan majątkowy wod-kanu.
...choć wiedzieć powinien
„W świetle powyższych faktów trudno wymagać od naszego przedsiębiorstwa znajomości lokalizacji kanałów, dla których nie sporządzono stosownych map oraz ponoszenie odpowiedzialności za wadliwe wykonawstwo kanałów, których jakość wykonania nie była przez nas akceptowana” – zakończył swój wywód pan dyrektor.
Tymczasem dziennikarka dotarła do dokumentu, podpisanego przez tego samego pana dyrektora, z którego wynikało, że dziesięć lat wcześniej, kiedy był zastępcą do spraw technicznych szefa konińskiego PGKiM, wyraził zgodę na podłączenie biurowca Energobloku do miejskiej kanalizacji. Na tej samej kartce widniała też adnotacja: „dane naniesiono na podstawie dokumentacji technicznej będącej w posiadaniu Zakładu Wodno-Kanalizacyjnego”. Wszystkie te fakty Elżbieta Miklosik opublikowała pod buńczuczną odpowiedzią pana dyrektora, który więcej do redakcji Wielkopolskiego Zagłębia na ten temat już nie pisał.
I to by było na tyle o potopie w Energobloku i funkcjonowaniu ówczesnych służb miejskich.
Ogłoszenie o... pogrzebie
Jedną z najbardziej zdumiewających informacji, na jakie się natknąłem podczas przeglądania prasy z 1984 roku, jest krótka notka w Przeglądzie Konińskim o pochówku na cmentarzu parafialnym czteroletniego syna milicjanta z Konina. Istotą tej informacji jest tytuł „Świecki pogrzeb” i o to w gruncie rzeczy najbardziej w niej chodziło, żeby podkreślić, że chorąży – tu imię i nazwisko – zdecydował się pochować swoje dziecko bez księdza.
Jak bardzo było to ważne dla ówczesnych władz – co zapewne najbardziej zdziwi osoby niepamiętające tamtego ustroju – świadczy przykład wojewody Edwarda Brzęczka, na którego władze partyjne wywierały naciski, żeby swoją zmarłą tragicznie na początku 1986 roku córkę również pochował według ceremoniału świeckiego. Kiedy się na to nie zgodził, a na dodatek okazało się, że na czele żałobników szło kilku aż księży, zmuszono go do rezygnacji ze stanowiska.
Za czym kolejka ta stoi?
Niedogodnością minionego ustroju, która najczęściej przewija się we wspomnieniach, były niedostatki w zaopatrzeniu. W rezultacie ludzie stawali w kolejce niejednokrotnie nie wiedząc nawet, dlaczego się uformowała. I nie dotyczyło to tylko sklepów z żywnością, a przede wszystkim tak obleganych stoisk mięsnych. Inna krótka notka z wychodzącego wówczas co tydzień lokalnego tygodnika opowiada o tym, co przydarzyło się dziennikarzowi w... księgarni (na załączonym zdjęciu):
„Dom Książki przy ulicy Dworcowej, 2 lutego br., godzina około szesnastej. Kolejka długa aż prawie za drzwi wejściowe. Klienci karnie dołączają do jej końca. Stają, nie pytając o nic. Zdenerwowanie ujawnia się tylko przy samej ladzie. Próbowałem stanąć i ja, ale nie mogłem dowiedzieć się od współstaczy, „co dają?”. „Bierze się, co jest” – autorytatywnie stwierdzała kolejka”.
O ratunek dla... słonia
Braki nie dotyczyły jedynie sklepowych półek. W tym samym tygodniku znalazłem dramatyczny apel do czytelników o pomoc w ratowaniu szczątków słonia leśnego, które w lutym 1984 roku znaleziono w zalegającym nad węglem nadkładzie odkrywki Jóźwin.
„Naukowcy z Muzeum Ziemi w Warszawie, którzy dokonali oględzin niezwykłego znaleziska, za naszym pośrednictwem zwracają się z apelem, by osoby, które posiadają stearynę, czyli materiał do wytwarzania świec, były uprzejme przekazać ten towar - potrzebny do konserwacji szczątków zwierzęcia do Muzeum Okręgowego w Koninie-Gosławicach. Najbardziej poszukiwanym materiałem konserwacyjnym jest klej stolarski „perełka". Pozyskanie wymienionych materiałów dałoby możliwość wykorzystania dla celów turystycznych znaleziska dokonanego na odkrywce „Jóźwin”.
I tak to właśnie niemal wszystko w gospodarce socjalistycznej wyglądało u schyłku obowiązywania jej zasad, że bez pomocy ludzi dobrej woli nawet odkryć archeologicznych nie można było zabezpieczyć. O codziennych potrzebach zwykłych ludzi nie wspominając.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!