Zygmunt Bielaj starannie ukrywał swoją prawdziwą twarz
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Kiedy 5 marca 1971 prowadzący dochodzenie oficer milicji stawiał Zygmuntowi Bielajowi pierwsze zarzuty, nie miał jeszcze pojęcia, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Dopiero po pewnym czasie światło dzienne ujrzała zupełnie inna twarz podejrzanego o popełnienie jednej z najbardziej zagadkowych zbrodni w historii polskiej kryminalistyki.
Kiedy 5 marca 1971 prowadzący dochodzenie oficer milicji stawiał Zygmuntowi Bielajowi pierwsze zarzuty, nie miał jeszcze pojęcia, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Dopiero po pewnym czasie światło dzienne ujrzała zupełnie inna twarz podejrzanego o popełnienie jednej z najbardziej zagadkowych zbrodni w historii polskiej kryminalistyki.
Najpoważniejszy był zarzut uprowadzenia w czerwcu 1970 r. Stefanii Kamińskiej (więcej na ten temat w artykule „Porywacza lekarki zdradziły czcionki maszyny do pisania”). Choć do chwili zatrzymania Zygmunta Bielaja wciąż nie wiedziano, gdzie się znajduje ani nie natrafiono na jej ciało, 49-latkowi z Konina postawiono również zarzut pozbawienia życia lekarki z Płocka. Zarzucono mu także, że we wrześniu 1970 r. wysłał do pięciu zamożnych mieszkańców Konina listy z żądaniem okupów, poparte groźbami zamachu na życie lub zdrowie ich lub ich bliskich („Sprawca porwania szantażował zamożnych mieszkańców Konina”).
Śmiało atakował
Kim był Zygmunt Bielaj? W Koninie zamieszkał na początku lat pięćdziesiątych. Przyjechał tu z rodziną z Gizałek w powiecie pleszewskim, gdzie mieszkali przez pewien czas u rodziców żony. Wkrótce podjął pracę w Powiatowej Bibliotece Publicznej w Koninie, a w 1954 r. został jej kierownikiem. Dopiero po latach dawni pracownicy biblioteki doszli do wniosku, że stało się tak za sprawą intryg, jakimi oplótł swojego poprzednika na tym stanowisku, wielce zasłużonego dla oświaty i bibliotekarstwa Ryszarda Michalskiego.
Osiem lat później sam odchodził z biblioteki z powodu niejasności w gospodarowaniu finansami. Był już wtedy uznanym korespondentem Gazety Poznańskiej, w której z czasem zaproponowano mu stanowisko kierownika konińskiego oddziału na pełny etat. Sporo mówią o Bielaju początki jego dziennikarskiej działalności. A zaczęła się od śmiałego ataku na znanego poznańskiego pisarza Eugeniusza Pauksztę, który w 1955 r. spotkał się z uczestnikami Wojewódzkiej Konferencji Kulturalnej.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!