Sprawca porwania szantażował zamożnych mieszkańców Konina
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
„Pańskie nazwisko znalazło się już na liście gangsterów” – list zawierający ten groźnie brzmiący komunikat przeczytało w pewne środowe popołudnie pięciu zamożnych mieszkańców Konina - dwóch lekarzy, właściciel kwiaciarni, krawiec i malarz – z których każdy był posiadaczem własnego domu i samochodu, co w roku 1970 uchodziło za oznaki luksusu.
„Pańskie nazwisko znalazło się już na liście gangsterów” – list zawierający ten groźnie brzmiący komunikat przeczytało w pewne środowe popołudnie pięciu zamożnych mieszkańców Konina - dwóch lekarzy, właściciel kwiaciarni, krawiec i malarz – z których każdy był posiadaczem własnego domu i samochodu, co w roku 1970 uchodziło za oznaki luksusu.
- Pamiętam doskonale datę, kiedy dostaliśmy ten list, bo za dziesięć dni miałem wyznaczony termin ślubu – wspomina Zbigniew Winczewski. – To był ważny rok w moim życiu również i z tego względu, że kilka miesięcy wcześniej skończyłem studia i podjąłem pracę w kopalni. Ten list był dla nas szokiem.
Groźby wobec rodziny
Zbigniew Winczewski i jego młodszy brat Andrzej mieszkali wtedy jeszcze u rodziców, w domu wybudowanym jedenaście lat wcześniej tuż przy konińskim ratuszu (fot. nr 1). Niebieską kopertę otworzył Henryk Winczewski po powrocie z pracy w kolejowej przychodni, którą kierował od pierwszych lat powojennych (na fot. nr 2 podczas otwarcia jej nowej siedziby przy ul. Energetyka 6). Z niedowierzaniem i rosnącym przerażeniem czytali groźby naniesione maszynowo na cienkim, przebitkowym papierze: „Założono nawet kartotekę pana. Oprócz szczegółowego rozkładu pańskiego dnia, naniesiono na nią trasy, którymi jeździł Pan ostatnio, nazwiska osób, z którymi się kontaktował. Wpisano już nazwiska najbliższej rodziny, krewnych oraz ich miejsca zamieszkania.”
„Pośrednicy”, jak podpisali się autorzy listu, zażądali 20 tys. zł, które w najbliższą sobotę kazali zostawić przy drodze do Poznania w pobliżu słupka, stojącego na 269 kilometrze trasy E-8 (dzisiejsza droga krajowa nr 92). Szantażyści grozili surowymi konsekwencjami w przypadku zawiadomienia milicji i podawali mrożące krew w żyłach przykłady zemsty. Grozę potęgowało przypomnienie wciąż świeżej w pamięci sprawy porwania i zabójstwa syna Bolesława Piaseckiego.
Kraty w oknach i lęk o dzieci
Po burzliwej naradzie państwo Winczewscy zdecydowali się zawiadomić o szantażu organa ścigania i założyć kraty w oknach, przez które – ich zdaniem – potencjalni złoczyńcy mogli dostać się do domu. Szybko też dotarła do nich wiadomość o odbiorcach pozostałych czterech listów, różniących się jedynie dopisaną ręcznie datą i miejscem złożenia okupu. – Najgorzej znosił to doktor Marian Klauziński, ordynator ginekologii w konińskim szpitalu, który miał dzieci w szkole podstawowej – wspomina Zbigniew Winczewski. – Bardzo się o nie bał, nigdzie nie puszczał samych, odprowadzał do szkoły.
Pogoda bywa kapryśna – kliknij teraz i sprawdź prognozę, żeby nie dać się jej przechytrzyć!