Zwolniony za pogrzeb córki. Wspomnienie o Edwardzie Brzęczku
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
- Razem z Kazimierzem Żabińskim z narzędziowni, który wprawdzie ukończył tylko zawodówkę, ale miał niesamowity zmysł techniczny i wyobraźnię przestrzenną, rozgryzaliśmy tę maszynę i wymyślaliśmy sposoby jak najlepszego jej wykorzystania. Bardzo dobrze wspominam te czasy, bo to była zawodowa przygoda, której koledzy inżynierowie mi zazdrościli.
W 1975 roku zmarł dyrektor Wiktor Warchał i Edward Brzęczek został szefem Konińskich Zakładów Naprawczych, bo taką nazwę nadano firmie po wyłączeniu GWN z kopalni. Główną specjalnością KZN stała się wtedy produkcja przenośników taśmowych, które wytwarzano dla całej branży węgla brunatnego w Polsce, a przede wszystkim KWB Bełchatów i ponad połowa przenośników dla tej kopalni wyprodukowanych zostało właśnie w Koninie.
- Wtedy ministerstwo zdecydowało o budowie hali przenośników taśmowych – wspominał Edward Brzęczek.
W roku 1979, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy oddano do użytku Wytwórnię Przenośników Taśmowych, zmieniono nazwę firmy na Fabrykę Urządzeń Górnictwa Odkrywkowego. Edward Brzęczek był dyrektorem KZN i FUGO przez sześć lat, 11 stycznia 1981 roku został bowiem powołany na stanowisko wojewody konińskiego, choć propozycję przyjął – jak mi mówił – bez entuzjazmu.
- Zakład kwitł, produkcja rosła, a na dodatek jako wojewoda zarabiałem mniej niż jako dyrektor FUGO. O statusie fabryki najwięcej mówiło krążące wówczas powiedzenie: „kto pracuje w FUGO, żyje dobrze i długo”.
Bez rewolucji kadrowej
Edward Brzęczek został wojewodą konińskim na jedenaście miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego.
- Sam sobie wielokrotnie zadawałem pytanie, czemu to akurat na mnie padło – przyznał Edward Brzęczek. – Powodem był zapewne trudny dla ówczesnych władz czas, kiedy Solidarność dość surowo rozliczała partyjne kadry, więc zwrócono się do człowieka akceptowanego przez, jak to wówczas mówiono, klasę robotniczą. Bo ja zawsze miałem dobre relacje z moją załogą.
Początek stanu wojennego nie był dla Edwarda Brzęczka i Urzędu Wojewódzkiego zbyt szczęśliwy, bo przysłany do Konina komisarz wojskowy chciał tu przeprowadzić rewolucję kadrową.
– Żeby go zadowolić, musiałbym zwolnić z pół urzędu – wspominał Edward Brzęczek (na zdjęciu obok pierwszy z lewej). – Na szczęście odszedł po dwóch czy trzech miesiącach i przyszedł pułkownik Ryba, który był człowiekiem rozważnym i spokojnym.
W czynie społecznym
Początek lat osiemdziesiątych to był dla administracji bardzo trudny czas, bo w centralnie sterowanej gospodarce urzędy odpowiadały za wszystko, począwszy od zaopatrzenia sklepów, po wielkie inwestycje. Ale o pieniądzach, a właściwie przydziałach decydowano centralnie.
Mimo to Edwardowi Brzęczkowi udało się – jak twierdził – odnieść sukces.
- Kiedy zostałem wojewodą, województwo konińskie było na czterdziestym szóstym miejscu z czterdziestu dziewięciu pod względem wysokości sum przekazywanych z centrali na rozwój. Pięć lat później, kiedy opuszczałem urząd, przesunęliśmy się na dwudziestą pierwszą pozycję, a jeśli przeliczyć to na głowę mieszkańca, to nawet na szóstą!
Żeby wykorzystać te fundusze jak najefektywniej, Edward Brzęczek postanowił namówić lokalne społeczności na coś, co już wówczas nie było zbyt popularne, czyli czyny społeczne. Udało mu się, bo dotarł do gmin z przekazem, że dostaną tym większe fundusze na inwestycje, im więcej sami się w nie zaangażują. Był to mechanizm bardzo podobny do tego, jaki funkcjonuje dzisiaj przy rozdzielaniu funduszy unijnych, z tą różnicą, że wtedy nie istniał żaden samorząd.
- Najbardziej było to widoczne w zakresie rozwoju szkół - dowodził. - W poprzedniej pięciolatce oddano do użytku siedemdziesiąt pomieszczeń do nauki, a podczas mojego urzędowania budowano ich również siedemdziesiąt, ale... rocznie. W ten sposób powstawały również liczne drogi i wodociągi na wsi (na zdjęciu wyżej uroczyste otwarcie wodociągu w Przyjmie).
Skierował Konin na południe
Jedną z najistotniejszych spraw, które Edward Brzęczek uważał za swój sukces, było rozpoczęcie procedury uzbrajania terenów pod budownictwo wielorodzinne na lewym brzegu Warty, od strony Starego Miasta.
– Ponieważ ze względu na wysokość kosztów, inwestycja nie mieściła się w moich kompetencjach, podzieliliśmy ją na siedem zadań: osobno woda, osobno ciepło, kanalizacja, oczyszczalnia ścieków i inne. I dopiero gdzieś po roku komisja planowania zorientowała się, że popełniłem takie wykroczenie. Dostałem wytyk, że tak nie wolno, ale dzięki temu miasto przeszło na drugą stronę rzeki. W tym samym czasie zapadła też decyzja o budowie w tej części miasta nowego szpitala.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!