Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościZginął z rąk zabójców, których sam wynajął. Ofiar mogło być więcej

Zginął z rąk zabójców, których sam wynajął. Ofiar mogło być więcej

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Zginął z rąk zabójców, których sam wynajął. Ofiar mogło być więcej
Konińskie Wspomnienia

Do zabójstwa doszło w jednym z mieszkań przy ulicy Zakole w Koninie

Oprócz spektakularnych zbrodni jak niewyjaśnione do dzisiaj morderstwo trzech osób na ulicy Solnej czy śmierć dziesięcioletniego Olka w latach dziewięćdziesiątych w Koninie dochodziło do zabójstw, których okoliczności były co najmniej dziwne. I o jednym z takich zdarzeń jest ten tekst.

Mieszkanka konińskiego Zakola trochę się zdziwiła po wejściu do kuchni, kiedy poczuła pod bosymi stopami silnie rozgrzaną podłogę. Ale uspokoiła się, spojrzawszy na jaśniejące za oknem słońce. Nie miała zresztą czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Całą sobotę i niedzielę spędziła na działce i o szóstej rano w poniedziałek wpadła do domu tylko na chwilę, żeby się przygotować przed wyjściem do pracy.

Wyłączył gaz na czas

Po powrocie do domu zauważyła, że terakotowe płytki aż parzą stopy. Ale w 1997 roku lato było rzeczywiście nadzwyczaj upalne, a gorące słońce potrafiło błyskawicznie rozgrzać każdy przedmiot nieco dłużej wystawiony na jego działanie, więc poszła spać. Jednak jeszcze bardziej gorąca następnego dnia podłoga poważnie ją zaniepokoiła. Zadzwoniła do administracji spółdzielni, ale tam jej odpowiedziano, że oni takimi problemami się nie zajmują.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności tego samego dnia po południu do mieszkania piętro niżej przyszedł ojciec właścicielki lokalu, który zgasił ogień buzujący na wszystkich czterech palnikach kuchenki gazowej. Ale znacznie gorsze było inne odkrycie – na środku pokoju pod kołdrą i śpiworem Józef D. znalazł obficie zakrwawione ciało zięcia z licznymi ranami.

Miłość mimo różnicy wieku

Śledztwo rozpoczęto od ustalenia, kim była ofiara. Jak się okazało pięćdziesięciolatek pochodził z Chodzieży (dawne województwo pilskie), a na początku lat osiemdziesiątych pracował w Poznaniu jako motorniczy tramwaju. Po sierpniu 1980 roku mocno zaangażował się w działalność związkową w „Solidarności”, toteż zaraz na początku stanu wojennego został internowany. Po wyjściu na wolność skorzystał z propozycji ówczesnych władz i wyjechał na stałe do Niemiec. Po różnych losowych perypetiach na stałe osiadł wreszcie w niedużym miasteczku w pobliżu Bremy.

Był już po czterdziestce, kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych poznał młodą, niespełna dwudziestoletnią mieszkankę Konina, córkę Józefa D., który kilka lat później znalazł jego ciało. Była zagubiona i bezradna w wielkim niemieckim mieście portowym. Dzieliło ich wprawdzie dwadzieścia pięć lat różnicy wieku, co rodziło zresztą różne komentarze, przede wszystkim jego najbliższych i znajomych, ale wkrótce odbył się ślub, a rok po nim na świat przyszła ich córka.

Nie pogodził się z odejściem żony

Wkrótce okazało się, że to jednak sceptyczni krewni mieli rację. Szczęście młodej pary dość szybko się skończyło i zaczęły się konflikty, które jego rodzina przypisywała młodemu wiekowi Wioletty i jej niepoważnemu podejściu do dopiero co zawartego małżeństwa, a jej krewni – trudnemu charakterowi i starokawalerskim nawykom pana Stanisława. Faktem jest, że po kilku zaledwie latach związek ostatecznie się rozpadł i młoda kobieta opuściła swojego męża. Najpierw zamieszkała u koleżanki, a później zdobyła samodzielne lokum.

Ale pan Stanisław nie dawał za wygraną i nachodził niewdzięczną połowicę w jej nowym mieszkaniu, usiłując nakłonić kobietę do powrotu. Podczas jednej z wizyt u rodziny w Polsce Wioletta poprosiła więc o pomoc swojego brata i pod koniec czerwca 1997 roku zabrała go ze sobą do Niemiec. Podczas kilkutygodniowego pobytu u siostry między szwagrami kilkakrotnie dochodziło do szarpaniny.

– On się mnie cholernie bał – przyznał w rozmowie z policjantami Wiesław D., potężnie zbudowany czterdziestolatek – bo wiedział, że ja zawsze stanę w obronie siostry.

Siedział jak na szpilkach

Ale niechęć między oboma mężczyznami miała starszy rodowód. Już wcześniej Stanisław Ż. dawał szwagrowi do zrozumienia, że za dużo się wtrąca w małżeńskie sprawy swojej siostry, szczególnie kiedy trzy lata wcześniej brat przez pół roku korzystał z gościnności małżonków.

Na początku sierpnia 1997 r. Wiesław D. wrócił do Polski, a kilka dni później jego szwagier razem ze swoim bratem pojechali do Niemiec.

– Stanisław był bardzo zdenerwowany, już kiedy jechaliśmy w tamtą stronę – wspominał Józef Ż. – Widać było, że nie może znaleźć sobie miejsca. Jakby nie dość mu było problemów z żoną, to od pewnego czasu był na bezrobociu, ponieważ firma jego pracodawcy splajtowała. Po kilku dniach oznajmił, że wraca do Polski. Na moja prośbę zabrał ze sobą mojego chrześniaka, syna naszej siostry.

strona 1 z 2
strona 1/2
Weź udział w dyskusji
0/1000
0/28
KOMENTOWAĆ MOGĄ TYLKO OSOBY ZALOGOWANE
Twój komentarz może zostać przeczytany przez tysiące osób. Wydawca portalu LM.pl spółka LM LOKALNE MEDIA Sp. z o.o. nie bierze odpowiedzialności za jego treść. Komentarze zniesławiające lub mogące naruszać dobra osobiste osób trzecich grożą odpowiedzialnością karną i cywilną. Osoby pokrzywdzone mogą skutecznie dochodzić swoich praw w organach ścigania i w sądach. Zgodnie z ust. 16 Regulaminu Twój komentarz może zostać opublikowany nie tylko na tej stronie, ale również w innych mediach.
Komentarze nie na temat są usuwane.
Komentarze
Ciekawe czy menda stara żyje jeszcze
Dodano: Autor: neon
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole