O rety… Nie czytałam(łem) nigdy nic podobnego!
Jakub Małecki, ekonomista z wykształcenia, z zamiłowania autor powieści (Rdza, Dygot, Saturnin, Horyzont) i opowiadań, tłumaczonych między innymi na niemiecki, niderlandzki, czy hebrajski. Pochodzi z Koła. Nominowany do „Nike”. A ostatnio laureat literackiej nagrody Norwida za „Święto ognia”. Nagrodzony za to, że umie patrzeć.
- Koło. Z czym się kojarzy?
- O rety… Z bardzo wieloma rzeczami. Tutaj się urodziłem i dorastałem, moja rodzina mieszka tu do dziś. Najbardziej chyba samo miasto kojarzy mi się z czasami szkolnymi, z moimi przyjaciółmi z osiedla i rozmaitymi przygodami i tarapatami, w które się wtedy pakowaliśmy. To był piękny czas, często wracam do niego myślami.
- Zaczynał pan jako bankowiec, ale po dziesięciu latach odszedł z banku. Dlaczego?
- Pisałem już wtedy, opublikowałem chyba pięć albo sześć książek, ale było to zajęcie, które wykonywałem z doskoku, wieczorami i w weekendy, a chciałem zobaczyć, jak by to było żyć tylko w taki sposób – wstawać rano i mieć przed sobą dzień, który w całości można poświęcić na pracę nad książką. Postanowiłem więc spróbować, z pełną świadomością, że po pewnym czasie będę musiał wrócić do jakiejś normalnej pracy. Nie interesowało mnie opowiadanie historii łatwych i popularnych, marzyłem o napisaniu książki nietypowo skomponowanej, innej niż większość z tego, co pojawia się na księgarskich półkach, a wiedziałem, że po takie rzeczy czytelnicy nie sięgają zbyt chętnie. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałem się, że kiedyś znajdę się w takiej sytuacji, w jakiej znajduję się obecnie.
- Pisarz na cały etat? To możliwe?
- Wszyscy zawsze powtarzali mi, że nie. I pewnie w większości przypadków to prawda. Z tego, co wiem, prawie wszyscy polscy pisarze utrzymują się z czegoś innego poza pisaniem, jest tylko garstka tych, dla których literatura może być jedynym zajęcie. Mam szczęście być jednym z nich i do dziś mnie to zdumiewa.
- Ekonomista z wykształcenia, więc z precyzją planuje pan książkę?
- Zazwyczaj tak, ale proces przygotowywania się do książki jest w moim przypadku dziwnym połączeniem skrupulatnego planowania i jakiejś szalonej, niewytłumaczalnej spontaniczności podczas samego pisania. Po ukończeniu książki sam mam czasem trudność w prześledzeniu tego, jak to się właściwie stało, że napisałem kilkaset stron w taki właśnie sposób, takim językiem, w takiej konstrukcji i tak dalej.
- Realizm magiczny? Co to znaczy dla autora?
- Dla mnie akurat nic. Nie przywiązuję żadnej wagi do tego, w jaki sposób krytycy literaccy czy recenzenci wkładają literaturę do wymyślonych przez siebie przegródek. Marzy mi się tworzenie książek, które będą inne, zaskakujące, o których czytelnik po lekturze powie czasem komuś bliskiemu: „Nie czytałem nigdy nic podobnego”. Tak chciałbym pisać, dlatego na wszelkie klasyfikacje, gatunki i szufladki po prostu nie zwracam uwagi.
- Literacki guru?
- Joseph Conrad, Herman Hesse, William Faulkner.
- Najnowsza powieść „Święto ognia” zostanie sfilmowana przez Kingę Dębską. To radość dla autora?
- Tak, bardzo się cieszę z nadchodzącej ekranizacji, ale to nie jest coś, o co w jakikolwiek sposób zabiegałem. Dla mnie całym światem są książki. Gdyby żadna z nich nigdy nie została sfilmowana, to dla mnie to zupełnie w porządku. Natomiast w przypadku ekranizacji „Święta ognia“ jestem dobrej myśli. Producentem jest firma Opus Film, która ma na koncie takie tytuły jak „Ida“ czy „Zimna wojna“, a reżyserować będzie wspaniała Kinga Dębska, dlatego jestem spokojny o losy tego projektu. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę mógł wybrać się już do kina.
Dziękuje za rozmowę
Anna Pilarska
Pogoda bywa kapryśna – kliknij teraz i sprawdź prognozę, żeby nie dać się jej przechytrzyć!