Nawet lampom brakowało tlenu. Sześć sowieckich łagrów i Monte Cassino
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Więźniowie pracowali po dwanaście godzin dziennie, tłukąc kamienie. Jeśli wykonali normę – ponad metr sześcienny kamienia dziennie – otrzymywali pięć rubli, ale cztery i pół rubla odciągano im na wyżywienie. Jeśli normy nie wyrobili, bo praca była niezwykle ciężka, a większość jeńców nie umiała jej wykonywać, zapisywano im dług. Wciąż byli głodni, bo na cały dzień dostawali tylko po dziesięć kawałków chleba.
„Nie brakło tylko wszy i pluskiew, tych mieli pod dostatkiem” – wspominał Józef Buciak.
Od Sasów do Starobielska
W ciągu niemal dwóch lat sowieckiej niewoli koninianin przeszedł przez sześć różnych obozów. Wiele z nich tworzono tylko na pewien czas dla wykonania jedynie określonych prac, po czym je likwidowano, a jeńców pędzono dalej. Pierwszy był Sasów nad Bugiem na terenie dzisiejszej Ukrainy, a więc tuż przy dzisiejszej polskiej granicy. Poza godzinami pracy więźniowie byli zabierani na przesłuchania, podczas których w kółko dopytywano o ich zamożność, o bogactwo ojca, dziadków i pradziadków.
„Pytano, kto mi znany jest, że należał do polskich związków” – odnotował Józef Buciak. „NKWD bardzo źle obchodziło się z narodem polskim i twierdziło, że partia NKWD będzie rządzić całym światem. W czasie życia w łagrach dawano nam do podpisania kawałek czystego papieru i za odmówienie podpisu nie dawano nam jeść przez całą dobę. Do podpisu bardzo zmuszano, do czego ten podpis był dla NKWD, nam nie wiadomo”.
Przeżył piekło
Po Sasach były Podhorce, również położone na terenie obwodu lwowskiego, a po nich Mościska, Sądowa Wisznia i Czerlany. Wszędzie warunki życia były bardzo podobne, choć bardziej właściwe będzie określenie „warunki do zakończenie życia”. Duża część więźniów umierała bowiem z wycieńczenie, chorób i braku odpowiedniej opieki lekarskiej.
Józef Buciak miał szczęście i na tyle silny organizm, że przeżył piekło łagrów i w sierpniu 1941 roku znalazł się w armii generała Andersa. Ostatni przed odzyskaniem wolności był obóz w Starobielsku, z którego w kwietniu i maju 1940 roku wywożono polskich oficerów do wewnętrznego więzienia NKWD w Charkowie, gdzie byli zabijani strzałem w kark.
Ważył tylko 68 kg
Po przybyciu Józefa Buciaka do Tockoje, niecałe sto kilometrów na północ od dzisiejszej granicy Rosji z Kazachstanem, gdzie znajdował się jeden z czterech garnizonów Polskich Sił Zbrojnych formowanych na podstawie umowy Sikorski-Majski, zweryfikowano jego stopień wojskowy i dotychczasowy przebieg służby. Założono dla niego zeszyt ewidencyjny, z którego wynika, że ważył wtedy 68 kilogramów, miał blond włosy, oczy niebieskie i „łysinę czołową”. Nie wypełniono rubryki „wzrost” ani „wysokość rozkrocza”. Wśród wielu adnotacji znalazła się informacja o trzech dniach ciężkiego aresztu, jakim go ukarano w kwietniu 1942 roku za „nie oddanie nici do magazynu mundurowego”.
Z dokumentu wynika, że na front włoski Józef Buciak dotarł w dniu swoich 44 urodzin, a więc 30 grudnia 1943 roku. Brał „czynny udział w walkach 2 korpusu nad rzeką Sangro, o Monte Cassino, o Ancone i linje Gotów, w odwodzie 8 Armii, Apeniny północne, nad rzeką Senjo i o Bolonje” wynika z zamieszczonego tam zapisu (zachowana oryginalna pisownia). Józef Buciak (na fot. 3 po lewej, Bolonia, 1945 r.) nie pozostawił żadnych wspomnień, więc nie wiemy, jak wyglądał jego udział w morderczych walkach na ruinach słynnego klasztoru, w których zginęło tak wielu polskich żołnierzy. Wiadomo tylko, że otrzymał Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino, brytyjskie odznaczenia pamiątkowe „Gwiazda za Wojnę 1939-45” i „Gwiazda Italii” oraz Odznakę Pamiątkową 2 Korpusu.
Powrót na Kleczewską
W maju 1945 roku Józef Buciak otrzymał przydział do 375 Pralni Polowej, w lipcu zmieniony na 376 Pralnię i Łaźnię Polową. W czerwcu przesunięto go z 2 sekcji Łaźni do 1 sekcji Łaźni. Po kilku kolejnych roszadach w czerwcu 1946 roku koninianin dostał przeniesienie do komendy garnizonu Ancona. Wreszcie w grudniu tego samego roku „ubył do UK z transportem 375 Pralni. Zeszyt ewidencyjny razem przesłano za ubyłym”. 10 lutego 1947 roku zgłosił się w Parku Materiałowym 2 Korpusu.
Jeszcze w tym samym roku Józef Buciak opuścił Wielką Brytanię i wrócił do swojej rodziny. Przez kilkadziesiąt lat mieszkał niedaleko ulicy Kleczewskiej (na fot. 4 przed domem z żoną, synem i córką) przy drodze do Niesłusza, której śladem poprowadzono ulicę Paderewskiego. Buciaków i Jacków oraz inne rodziny, z którymi sąsiadował, opisałem dwa lata temu w artykule „Północna granica Czarkowa przecinałaby dzisiaj Zatorze na pół”.
Józef zmarł 27 października 1978 roku w swoim domu przy Kleczewskiej 32. W tamtym czasie wciąż jeszcze używano karawanów ciągniętych przez konie, więc kondukt pogrzebowy szedł prawie cztery kilometry za trumną z ciałem zmarłego aż do kościoła w Morzysławiu. Na zdjęciu (fot. 5) widać w tle niezarośnięte jeszcze hałdy po odkrywce Niesłusz.
- Czterdzieści pięć lat po śmierci mojego prapradziadka podjąłem starania o wpisanie miejsca jego pochówku do rejestru grobów weteranów walk o wolność i niepodległość RP – poinformował mnie Rafał Jacek. - Dziewiętnastego lipca tego roku dostałem z Instytutu Pamięci Narodowej odpowiedź, że został on rozpatrzony pozytywnie.
Mamy swój kanał nadawczy. Dołącz i bądź na bieżąco!