Na więcej zieleni na rynku w Koninie nie zgodził się konserwator zabytków
Rynek w Koninie wciąż jest „zabetonowany”, za mało na nim zieleni, ławki nie nadają się do siedzenia, do zagłębienia na wodę będę wpadały dzieci, a menele sikali. Na dodatek wszystko to kosztowało za dużo. Oto lista najczęściej powtarzanych zarzutów pod adresem konińskiego rynku w nowej odsłonie. Czy naprawdę jest aż tak źle?
Zacznijmy od projektu, który rodził się ponad pięć lat, a jego pierwsze wersje powstały na początku 2020 roku po konsultacjach z grupą mieszkańców. Jedna z nich zakładała, że niemal jedną trzecią powierzchni konińskiego rynku – od strony kamienicy Zemełki – będzie zajmować „zieleń uporządkowana”. Na drugim jego końcu zaplanowano „strefę rozrywki, kultury i sporadycznie handlu”, a rozdzielać je miała „strefa gastronomii”. Miejsca parkingowe autorzy koncepcji umieścili wzdłuż południowego (kamienica Zemełki) i zachodniego (Biuro Spraw Obywatelskich) boku rynku. Natomiast przez całą niemal długość placu miała się ciągnąć rozdzielająca go na pół linia fontann, zaczynająca się przy jego południowym boku i kończąca w połowie strefy rozrywki i kultury (il. 1).
Wypracowane wtedy propozycje zostały odrzucone przez konińską delegaturę Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Poznaniu. Z jej kierownikiem nie udało mi się porozmawiać, ale napotkany na korytarzu pracownik urzędu wyjaśnił mi, że fontanna to najczęstsza propozycja samorządów, które nie mają pomysłu na zagospodarowanie rynku. Nie było jej nigdy na głównym placu handlowym Konina, podobnie jak i większości polskich miast. Również zieleń przez zdecydowaną większość czasu istnienia konińskiego rynku nie była na nim elementem dominującym, podobnie jak to jest z innymi rynkami, bo kłóci się z ich podstawową funkcją miejsca, w którym się gromadzono i handlowano.
Zrealizowana wreszcie w tym roku przebudowa placu Wolności (fot. 2) jest więc owocem kilku lat pracy sporego zespołu ludzi i trudnych uzgodnień z konserwatorem zabytków.
- Kiedy czternaście klonów, których dwa szeregi zostały posadzone od strony domu Zemełki (fot. 3-6), połączy swoje korony, stworzą nad ławkami zielony baldachim, chroniący przed słońcem – tłumaczy zastępca prezydenta Paweł Adamów. – Wiosną pojawią się jeszcze na rynku ruchome wieże kwiatowe, które będzie można dzięki temu aranżować na różne sposoby.
Poza tym wzdłuż zachodniej pierzei rynku grunt został rozszczelniony poprzez rzadziej ułożoną kostkę brukową a od strony Urzędu Miejskiego ustawiono donice z krzewami (fot. 7).
- Znajdujące się tutaj ławki (fot. 8-10) będzie można demontować – dodał zastępca prezydenta – żeby w razie potrzeby zrobić miejsce na imprezy i wydarzenia, na przykład na czas jarmarku świętego Bartłomieja czy bożonarodzeniowego.
Ławki, szczególnie te które kształtem przypominają leżaki, też są krytykowane. W pierwszej chwili sam pomyślałem, że przydałaby się do nich instrukcja użytkowania, ale kiedy usłyszałem, że powstały z myślą o młodzieży, uznałem to za dobry pomysł. Może i ryzykowny, ale odważny i niekonwencjonalny. Ostatecznie to młodzi ludzie zdecydują, kto ma rację. Podobno w Norwegii, która jest jednym ze sponsorów przebudowy naszego rynku (z budżetu miasta wydaliśmy na ten cel prawie 350 tys. zł, 85 proc. z 2,3 mln zł pochodzi z tak zwanych funduszy norweskich) cieszą się uznaniem i są bardzo popularne. Dostało się też koszom na śmieci (fot. 11), które wykonane są z kortenu, stali, która dopiero po kilku miesiącach nabierze ciemnordzawego koloru jak ścieżka wokół konińskiego słupa drogowego.
Obok zbyt małej ilości zieleni nowa wersja konińskiego rynku krytykowana jest najbardziej za „element wodny” (fot. 12-15), który tuż za podwójną linią drzew i ławek przecina plac w poprzek łamaną linią. W najbliższy poniedziałek ma przyjechać firma, która przygotuje jego uruchomienie. Woda będzie spływała z wyżej położonego punktu w części zachodniej na drugą stronę rynku. Jej ruch będzie wymuszony przez pompy zamontowane pod powierzchnią placu i to właśnie one spowodowały, że koszt całego urządzenia przekroczył 400 tys. zł (cały kosztorys w załączeniu na il. nr 16).
Nie rozumiem logiki konserwatora zabytków, dla którego fontanna byłaby na rynku obcym elementem, jakiego nigdy tutaj nie było, akceptuje natomiast coś, czego próżno szukać na jakimkolwiek rynku. Uważam jednak, że umieszczenie na placu Wolności sporego strumienia wody, która parując, będzie jednak w upalne dni schładzała powietrze, to dobry kompromis. Lepsze to niż nic. „Element wodny” nie zostanie zabezpieczony żadnymi barierkami. Oprócz otaczających go wypukłości dla niewidomych wieczorem będą wokół niego świeciły ledy, a przy obu końcach znajdą się betonowe słupki, ograniczające możliwość wjechania w zbiornik samochodem.
W dokumentacji ów strumień nazywany jest „elementem wodnym” lub fontanną, którą przecież nie jest, przydałoby się więc nadać temu urządzeniu jakąś nazwę, bo znów szykuje nam się sytuacja jak z konioczłowiekiem, o którym do dzisiaj nie bardzo wiadomo jak mówić.
Swoją niezgodę na dalej idące zmiany na rynku pan Grzegorz Budnik tłumaczył podobno (wiem to od konińskich urzędników) przypadkiem Ślesina, gdzie do dzisiaj bardzo mocno krytykowana jest radykalna przebudowa centralnego placu miasteczka. Miał zasugerować, że być może w przyszłości, jeśli obecne zmiany się przyjmą, będzie otwarty na rozmowy o następnych.
Ponieważ internauci często niepokoili się o pompę, która przed rozpoczęciem przebudowy rynku została zdemontowana, zapytałem o jej dalsze losy. Od Justyny Bruch usłyszałem, że jeszcze przed zimą wróci na swoje miejsce. Miniony czas wykorzystano na jej remont i konserwację, którą wykonano w Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji.
Przy okazji rozmów o liczbie miejsc parkingowych okazało się, że ulice wokół rynku oraz Wiosny Ludów i 3 Maja aż do Kościelnej objęte są „strefą zamieszkania”, z wyjątkiem zjazdu z ulicy Wojska Polskiego w Urbanowskiej (tuż przed naszą redakcją). W takiej strefie piesi i rowerzyści mają bezwzględne pierwszeństwo przed pojazdami mechanicznymi, którym nie wolno przekraczać prędkości 20 km na godzinę. Nie wolno tu też parkować poza wyraźnie wyznaczonymi (i odpowiednio oznakowanymi) do tego celu miejscami. A miejsc tych będzie jednak więcej niż pierwotnie sygnalizowane dwanaście po zachodniej stronie (Biuro Spraw Obywatelskich) rynku. Miasto uległo w tym względzie kierowcom i podobną liczbę samochodów będzie można pozostawić po drugiej stronie placu. Nie będzie natomiast można – pod groźbą mandatu – uczynić tego ani pod domem Zemełki, ani pod Urzędem Miejskim (fot. 17). Nie wolno również parkować na chodnikach pod kamienicami. Dodatkowo przed domem Zemełki obowiązuje całkowity zakaz poruszania się pojazdów samochodowych (fot. 18-19).
Strefa zamieszkania (na il. nr 20 jest zaznaczona na czerwono, wolny od niej jest tylko niewielki fragment rynku oznaczony kolorem zielonym) nie została wyznaczona w związku z przebudową placu Wolności, ale co najmniej osiem lat temu. Znak drogowy stawiany na początku strefy zamieszkania pokazujemy na il. nr 21, a na zdjęciach nr 22-26 miejsca, w których strefa zaczyna się i kończy. Powinno to choć trochę pocieszyć tych, którzy domagali się całkowitego wyrzucenia samochodów z rynku. Pozostaje pytanie, czy miasto będzie chciało egzekwować to ograniczenie. Mogą je jednak egzekwować piesi, a kierowcy powinni pamiętać, że tak naprawdę znajdują się na deptaku! Bo jak można przeczytać na stronie Sejmu, strefa zamieszkania to specjalny obszar, który ma
„służyć przede wszystkim osobom tam zamieszkującym, wypoczywającym, uczęszczającym do szkół, robiącym zakupy w sieciach sklepów itp. Ma również zapewnić bawiącym się na tym obszarze dzieciom maksimum bezpieczeństwa”.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!