Zakochane duchy
HISTORIA KWB KONIN
Pierwszy polski serial telewizyjny „Barbara i Jan” był kręcony między innymi na terenie konińskiej kopalni węgla brunatnego. Choć pół wieku temu wydarzenie miało (i ma nadal) posmak sensacji, mało kto dzisiaj o nim pamięta.
W trakcie mojej rozmowy z panem Gorzelańczykiem, zadzwonił do redakcji Mieczysław Bednarz, informując, że rozpoznał na zdjęciu zwałowarkę, na której pracował jego ojciec, również Mieczysław. Ta zwałowarka nie stała jednak na odkrywce Pątnów, tylko na Gosławicach, co potwierdza moje pierwsze przypuszczenia. – Tata opowiadał mi, że to właśnie na jego zwałowarce kręcono film, ale z inną obsadą. Pracownicy opuścili maszynę, a na ich miejsce weszli ludzie z ekipy filmowej.
Mamy więc miejsce, w którym nakręcono kluczowe dla filmu sceny pościgu.
Szynka w wiatraku
Warto w tym miejscu wrócić do fabuły filmu i wyjaśnić Czytelnikom, kto, kogo i dlaczego ścigał. Otóż Barbara i Jan postanowili przenocować w wiatraku, żeby zdemaskować tajemnicze duchy. I faktycznie, nad ranem do młyna wśliznął się kierownik zakładowej stołówki Nowaczyk, który ma tutaj magazyn wszelkich żywnościowych specjałów: boczki, szynki, kiełbasy, których zabrakło na talerzach robotników. Była to dość czytelna aluzja do braków w zaopatrzeniu sklepów, których sprawcami mieli być nieuczciwi zaopatrzeniowcy, pracownicy handlu i inni spekulanci, których w ten sposób napiętnowano. Zdemaskowany kierownik (w tej roli znakomity Zdzisław Leśniak) rzucił się do ucieczki, a gdy na drodze stanęła mu zwałowarka, przebiegł przez jej zakamarki, by zakończyć efektownym skokiem z wysięgnika na hałdę ziemi. Tutaj jednak czyhał na niego fotoreporter Buszewski uzbrojony w groźny statyw aparatu fotograficznego... Nie zdradzimy jednak zakończenia, by pozostawić Czytelnikom przyjemność jego obejrzenia na własne oczy.
Kobuszewski w spalinówce
Henryk Gorzelańczyk i Mieczysław Bednarz nie byli jedynymi, którzy zetknęli się z ekipą realizującą film w konińskiej kopalni. Mieczysław Bednarz (syn, bo jego ojciec już nie żyje) pomógł mi odszukać Ireneusza Jurczaka, który przewoził Jana Kobuszewskiego lokomotywką spalinową. – Kierownik Kmieć polecił mi przewieźć pana Kobuszewskiego z warsztatów na zwałowarkę – opowiada pan Ireneusz.
Zbigniew Kmieć był wtedy kierownikiem oddziału mechanicznego na odkrywce Gosławice. Szczegółów już nie pamięta, ale przypomina sobie, że opiekę na filmowcami zlecił mu ówczesny dyrektor kopalni Zdzisław Zając. A Jan Kobuszewski potrzebował się wówczas dostać z warsztatów, znajdujących się w obrębie dzisiejszego FUGO, na zwałowarkę pracującą w pobliżu drogi na Kazimierz Biskupi. – Około południa zauważyłem statystów szykujących się do zdjęć – opowiada Ireneusz Jurczak. – Kiedy pan Kobuszewski zapytał, jak można się dostać na zwałowarkę, to kierownik Kmieć powiedział, żebym go zawiózł, bo akurat nie miałem żadnej pilnej roboty. Poszedłem do tej mojej spalinówki, zrobiłem tam trochę porządku i mówię: bardzo proszę, niech pan siada. Zdziwił się, że to takie malutkie, bo przecież chłop wielki i ledwo się mieścił.
A czy czasem się nie wykoleimy, pytał pan Kobuszewski, bo te tory to faktycznie nie trzymały się gruntu tak stabilnie jak to jest na kolei. Pojedziemy sobie wolno, powiedziałem, żebyśmy zajechali na czas. Bo, mówi, musimy na godzinę czternastą być. Uspokoiłem go, że jest dopiero dwunasta i na pewno zdążymy. Jechaliśmy z dziesięć, najwyżej piętnaście minut, bo to czasem pod sygnałem się stało w niektórych miejscach.
Z brykietowni do filmu
Ireneusz Jurczak znał Jana Kobuszewskiego z telewizji i w 1965 oglądał też kręcony w Koninie serial „Barbara i Jan”. W kopalni pracował od 1958 roku. Był ślusarzem i operatorem spalinowej lokomotywy, którą – w razie awarii prądu – dowożono na koparkę potrzebny drobny sprzęt. Wcześniej, zanim zelektryfikowano kopalniane tory, ciągnęła wagoniki z nadkładem.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.