Podczas powodzi Konin wyglądał jak ogromne bezkresne jezioro
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Woda w domach po kolana i zalane piwnice, jakie oglądaliśmy ostatnio w telewizji, to rzeczywistość, jakiej mieszkańcy Konina nie zaznali już od siedemdziesięciu lat. W latach 1948-1952 junacy Służby Polsce usypali bowiem wysokie wały, oddzielające Wartę od miasta i wyspy.
To dlatego dziesięć lat temu, kiedy wielka woda zalała w naszym powiecie 7,5 tysięcy hektarów łąk i pól, uszkodziła ponad 30 kilometrów dróg i siedem mostów, a najbardziej poszkodowane gminy Golina, Kramsk, Krzymów, Rzgów i Stare Miasto wydały na akcję ratunkową ponad 2 mln złotych, mieszkańcy Konina mogli się czuć bezpiecznie za swoimi wałami. Wprawdzie mieszkający bliżej rzeki koninianie zabezpieczali swoje domy i posesje workami z piaskiem (fot. 1-3), ale – poza miejscowymi podsiąknięciami piwnic – większych szkód ówczesna powódź w mieście nie wyrządziła. Choć nie obyło się bez strachu, bo akurat trwała budowa bulwaru nadwarciańskiego (fot. 4) i nie było pewności, na ile w jej wyniku konstrukcja wałów, które zaczęły przeciekać (fot. 5-8), została osłabiona. Poziom wody w rzece i jej wylewach pokazują załączone zdjęcia (fot. 9-31)
Ulice zamieniały się w kanały
Ze wspomnień Jana Zalasa („Moja lata w Konińskim zagłębiu”) dowiadujemy się, że przed pobudowaniem wałów Konin „był dwa razy w roku zalewany wodą Warty. Ulice: Wodna od strony wschodniej oraz Urbanowskiej, Parkowa (obecna Mickiewicza od Kilińskiego do parku), Mickiewicza, Kościuszki aż pod starą elektrownię przy ulicy Staszica zamieniały się w kanały. Park Starego Konina zamieniał się w jezioro. Dojazd do domów wyżej położonych odbywał się kajakami, łódkami lub baliami do prania.”
W lutym 1945 r. przy wspomnianej wyżej ulicy Kościuszki zamieszkał ówczesny zastępca dyrektora kopalni Stanisław Kozłowski. – Zaraz po wojnie, chyba po miesiącu, była wielka powódź i nas tam zalało – opowiadał mi kilka lat temu Henryk Kozłowski, syn dyrektora. - Stefan Grabowski (jeden z pracowników kopalni – dop. red) postanowił dostarczyć nam jedzenie. Wziął dwa krzesła i na przemian je przestawiając, przechodził z jednego na drugie. Żeby mieć wolne ręce, jedzenie włożył do plecaka. Im był bliżej naszego domu, tym wody było więcej i posuwał się coraz wolniej, aż w końcu zaczął krzyczeć, że dalej już nie da rady. Wtedy ja podpłynąłem do niego w balii z drewna i wziąłem od niego plecak z zaopatrzeniem.
Metr wody w domu
Jednak największą w XX w. powodzią, jaka zapisała się w pamięci koninian, była ta z 1924 roku. Sześćdziesiąt lat później tak ją wspominał Tadeusz Antecki w rozmowie z Jackiem Wiśniewskim: „Wody Warty zalały całą dolinę, która wyglądała jak ogromne bezkresne jezioro. W domu woda miała prawie metr głębokości. Ewakuowało nas wojsko łodziami pontonowymi. Zalane było całe miasto. Pamiętam, że na całej długości ulicy 3 Maja stały wozy tworzące pomost dla przechodniów” (fot. 32-33).
Już 1 marca 1924 roku do konińskiego starostwa przyszło pismo od dyrektora Oddziału Drogowego Okręgowej Dyrekcji Dróg Publicznych w Łodzi (do 1938 roku powiat koniński znajdował się w granicach województwa łódzkiego): „Wobec zbliżającego się pochodu lodów, zapowiadającego się w roku bieżącym z powodu obfitych opadów śniegowych (...), należy dołożyć wszelkich starań, aby tak pod względem celowości i skuteczności zarządzeń ze strony Pana, jakoteż pod względem sprawności i gorliwości ze strony wykonawców uczyniono wszystko, co dla należytej ochrony i bezpieczeństwa winno być wykonane”.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!