Kleczewska nie miała wiaduktu a Belweder stał wśród ziemniaków
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Na początku lat siedemdziesiątych od czasu do czasu wybieraliśmy się wiosną lub jesienią na hałdy. Ganialiśmy trochę bez celu po stromych zboczach, ale przede wszystkim, poza kontrolą dorosłych, rozpalaliśmy tam ognisko, do którego wrzucaliśmy ziemniaki lub – to rzadziej – piekliśmy kiełbasy.
Kiedy zabrałem się za opisywanie tej, dość długiej jak dla dziesięciolatka mniej więcej, drogi, uświadomiłem sobie, że w mojej pamięci są spore luki. Przechowałem w niej budynki, które stoją przy Kleczewskiej do dzisiaj, a więc elewator i dwa piętrowe bloki oraz jakieś domy, których już nie ma, no i długi nużący marsz między rozległymi polami. Aż do bramy ogródków działkowych po prawej stronie ulicy, oznaczającej, że jesteśmy u celu.
Koniec miasta
Dzisiaj wiem, że od chwili, kiedy z ulicy Kolejowej skręciliśmy w prawo, mieliśmy do pokonania równy kilometr. Mieszkałem wtedy w punktowcu przy ulicy Traugutta i Kleczewska była dla nas granicą miasta, bo na niej kończyło się blokowisko. Po jej drugiej stronie – między Poznańską a Spółdzielców – ciągnęły się domy wiejskiego wciąż jeszcze Czarkowa, za którymi kryło się niewielkie osiedle domów jednorodzinnych przy Wiśniowej (tam chodziliśmy na religię), Jasnej i Północnej.
Natomiast na wprost internatu (wtedy mówiło się „bursy”) Technikum Mechaniczno-Elektrycznego, czyli dzisiejszego „Koperasa”, gdzie latem 1973 rozpoczęła się budowa kościoła pod wezwaniem Maksymiliana Kolbe, rosło wtedy jeszcze zboże i dominował raczej wiejski krajobraz. Wkrótce też zostały rozebrane dwa stojące tuż przy jezdni (widoczne na fot. 1) budynki.
Przeprawa przez tory
Zimy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych były dość długie i mroźne, więc byliśmy spragnieni wiosennego ciepła. I dlatego po wyjściu na Kleczewską z entuzjazmem wkraczaliśmy między rozgrzane słońcem łąki, z dzwoniącymi w powietrzu skowronkami. Najpierw jednak czekała nas przeprawa przez tory, przy których dominowała woń smołowanych podkładów kolejowych. Piszę o przeprawie, bo ten szeroki przejazd niełatwo było pokonać, ponieważ akurat w tym miejscu kolejarze bardzo często przetaczali całe składy wagonów, na co – przynajmniej do pewnego momentu - z zainteresowaniem patrzyliśmy.
Pogoda bywa kapryśna – kliknij teraz i sprawdź prognozę, żeby nie dać się jej przechytrzyć!