Za około dwa lata zwiedzimy wielkie muzeum konińskiej kopalni
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA
Przez FUGO i muzeum z maszynami pozostałymi po konińskiej brykietowni, po miejsce postoju jednej z największych konińskich koparek prowadziła w sobotę wyprawa „poindustrialnym szlakiem regionu konińskiego”.
Po drodze zatrzymaliśmy się przed elektrownią w Gosławicach, żeby zrobić sobie grupowe zdjęcie pod witaczem (fot. 1), który po zapadnięciu zmierzchu rozświetla neon ułożony w kontur Polski. Polecam tę nie przez wszystkich zauważaną atrakcję.
Silnik zagłuszał rozmowy
Jak na wyprawę śladami historii przystało, jechaliśmy do stojącej za Kleczewem Dolores przegubowym ikarusem (fot. 2 i 3). Dla najmłodszych uczestników wyprawy to musiał być prawdziwy szok, bo silnik tego autobusu jest tak głośny, że chcąc być słyszanym przez rozmówcę, trzeba krzyczeć. Wprawdzie pracownicy kopalni, FUGO, huty i obu elektrowni byli dowożeni do swoich zakładów pracy zupełnie innymi autobusami, ale i w nich hałas niewiele ustępował węgierskiemu przegubowcowi.
Dla porządku dodam, że w Koninie ten typ autobusu pojawił się dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych. Ja zetknąłem się z nim wcześniej w Poznaniu, gdzie przez dwa lata codziennie dojeżdżałem z akademika „Zbyszko” na Wydział Nauk Społecznych na Ogrodach takim właśnie pojazdem. Dodam, że po szerokich poznańskich arteriach kierowcy rozwijali nieporównanie większe niż w Koninie prędkości, więc żeby spokojnie oddać się lekturze gazety lub książki w pozycji stojącej, trzeba było mieć naprawdę dobry uchwyt. Kierujący wczoraj naszym ikarusem Kamil Wódczak prowadził go jednak zdecydowanie delikatniej.
Wieżowiec w polu
Dolores zobaczyliśmy już z daleka, bo ma przecież 38 metrów wysokości, a więc tyle, ile najwyższe konińskie wieżowce. Na każdym, kto jej jeszcze nie widział, koparka (fot. 4-7) robi olbrzymie wrażenie, bo nie dość, że jest bardzo wysoka, to ważący 2,5 tys. ton kolos razem z podawarką ma ponad sto metrów długości. Maszyna stoi tuż przy skrzyżowaniu dróg prowadzących do Wielkopola i Izabelina (obie miejscowości należą do gminy Kleczew), kilkaset metrów od wyrobiska odkrywki Jóźwin IIB (il. 8). To stamtąd hiszpanka wyjechała pół roku temu dzięki staraniom między innymi Fundacji „Dolores”, której założyciele postawili sobie za cel utworzenie parku maszyn górniczych. W przeciwnym wypadku groziło im rozebranie na złom.
Nie udało się niestety pozyskać innych maszyn, co pozwoliłoby ustawić pod Kleczewem cały ciąg technologiczny kopalni węgla brunatnego zwany w skrócie KTZ. Poszczególne jego człony to koparka, taśmociąg i zwałowarka. Razem tworzyłyby prawdziwy park koparkodinozaurów, jak napisałem w jednym z tekstów na ten temat, a przy okazji ilustrowały proces odkrywania i wydobywania węgla.
Już zatrzymuje przejezdnych
Mimo to samo uratowanie Dolores trzeba uznać za wielki sukces. Ekspozycję sfinansuje Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego, a – jak poinformował nadsztygar Grzegorz Przebieracz, który razem z Grzegorzem Witkowskim opowiadał nam o pracy na Dolores – gotowa na przyjęcie zwiedzających będzie za około dwa lata. Obaj (fot. 9) są członkami zarządu fundacji „Dolores”, pierwszy jako prezes, drugi jako jego zastępca.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.