UB, traktor i niewierny mąż
Z HISTORII KONIŃSKIEJ KOPALNI

Pismo takiej oto treści wystawił we wrześniu 1945 r. pewnej mieszkance Grójca kierownik referatu śledczego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Koninie a zarazem młodszy oficer śledczy podporucznik Pospieszyński. Dlaczego? Otóż w czerwcu tegoż roku dyrekcja Kopalni Węgla i Fabryki Brykietów Morzysław-Marantów, reprezentowana przy podpisywaniu umowy przez dyrektorów Tłoczka i Kozłowskiego, zaangażowała niejakiego Kazimierza F. z Grójca jako kierowcę traktora z własną maszyną to jest ciągnikiem marki Lanz Buldog (w Polsce produkowano do 1965 r. wzorowane na tej maszynie ciągniki Ursus C-45 i C451) z przyczepką, wypożyczonymi czasowo kopalni. Oprócz normalnej stawki, jaką w górnictwie płacono kierowcom, pan Kazimierz miał dostawać sto złotych za każdy dzień roboczy przepracowany przez siedmioletnią maszynę. Przy czym koszty eksploatacji traktora brała na siebie kopalnia.
Współpraca trwała ku obopólnemu zadowoleniu przez dwa i pół miesiąca, dopóki Kazimierzowi F. nie spodobała się inna pani, do której najprawdopodobniej wyprowadził się w połowie sierpnia aż do Katowic. Wcześniej zaś sprzedał rzeczony ciągnik kopalni. Mężowskie poczynania oburzyły i popchnęły do działania panią F. Możemy tylko przypuszczać, że kobieta próbowała najpierw szukać sprawiedliwości w kopalni, ale jej przedstawiciele podpisywali przecież umowę z panem a nie panią F. i należne pieniądze mogli przekazać tylko jemu. Rozgoryczona i zapewne porządnie rozsierdzona wiarołomstwem męża kobieta udała się więc do Urzędu Bezpieczeństwa w Koninie, który widać przez tych kilka powojennych miesięcy zdążył już sobie wyrobić opinię skutecznego.
A sprawa była pilna, bo 4 września, a więc nazajutrz po pisemnej interwencji energicznego podporucznika UB, pan F. wystosował do kopalni pismo z prośbą o przygotowanie dlań pieniędzy, bo między 10 a 12 września przyjedzie z Katowic do Konina. „Proszę uprzejmie o przygotowanie mojej należności za ciągnik i za pierwszą połowę miesiąca sierpnia dzierżawę za ciągnik oraz pensję za przepracowane dni również w tym czasie” – napisał kształtnymi dosyć literami. „Proszę dyrekcję abym ja w tych dniach był załatwiony, ponieważ nie mogę dłużej bawić, gdyż mnie dłużej dyrekcja Społem w Katowicach nie pozwala ze względu na dużą ilość transportów” – argumentował dalej w wyszukany sposób.
O sprawie wiemy tylko tyle, ile przeczytać możemy w pismach znajdujących się w Państwowym Archiwum w Koninie. Następne sporządził 18 września wójt gminy Gosławice, w której granicach leżały wówczas Grójec i Morzysław: „W związku z moją rozmową z dyrektorem kopalni w sprawie wypłaty reszty należności za kupiony przez kopalnię traktor od Kazimierza F. (w piśmie nazwisko podano w pełnym brzmieniu – dop. red.) z Grójca, proszę o wypłacenie trzech tysięcy złotych na ręce żony sprzedawcy ob. F. Janiny z pozostałej do wypłaty sumy 20 tysięcy zł.”
Możemy się tylko domyślać, że pismo owo było pokłosiem wizyty rozżalonej pani Janiny w Urzędzie Gminy w Gosławicach, a wizyt takich porzucona małżonka złożyła zapewne więcej.
Z następnych pism na pewno możemy wysnuć wniosek, że sądy i komornicy działały wówczas o wiele szybciej niż to się dzieje obecnie, bowiem jeszcze we wrześniu tego samego roku Sąd Grodzki w Koninie ustalił wysokość alimentów na dwoje dzieci państwa F. i 22 września wydał tytuł wykonawczy dla komornika, który już trzy dni później wystosował do kopalni pismo, informujące, że zajmuje całą należną jeszcze Kazimierzowi F. sumę, to jest 20 tys. zł na poczet alimentów po 2400 zł miesięcznie wraz z procentami.
W archiwum znajduje się jeszcze upoważnienie do odbioru owych 20 tysięcy zł, wystawione 26 września przez pana F. niejakiemu Bolesławowi H, który zjawił się kilka dni później w kopalni, ale skoro w sprawę wdał się już komornik, wątpliwe jest czy pieniądze te otrzymał.
W ten oto sposób sprawiedliwość (wtedy już ludowa) zatriumfowała i pieniądze trafiły zapewne do porzuconej żony i dwójki dzieci lekkomyślnego ojca. Czy pośpiech sądu i komornika wynikał z zainteresowania sprawą podporucznika z Urzędu Bezpieczeństwa nie wiemy i pewnie już nie dane nam będzie się tego dowiedzieć.
Robert Olejnik
Fot. www.fotocommunity.de
Tak wyglądał produkowany w Niemczech ciągnik Lanz Bulldog
Mamy swój kanał nadawczy. Dołącz i bądź na bieżąco!
Komentarze nie na temat są usuwane.