Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościSzydełkowy świat zabawek. Z tęsknoty za Ukrainą

Szydełkowy świat zabawek. Z tęsknoty za Ukrainą

Dodano:
Szydełkowy świat zabawek. Z tęsknoty za Ukrainą

Olesia Diadeczko i jej szydełkowe zabawki. To sposób na tęsknotę za rodzinnym miastem, w którym toczy się wojna.

Przybyła z ukraińskiego Czernihowa. Schronienie znalazła w Koninie. Pracę - w Muzeum Okręgowym. Przyjechała z rodzicami, siostrą i kotkiem (tato już wrócił do domu, ale był w Polsce przez dwa, trzy miesiące). Po godzinach szydełkuje. A w każdą maskotkę wkłada część siebie. Musi mieć nastrój, żeby to robić. O tym, co dzieje się w rodzinnych stronach, nie da się zapomnieć.

- Zaczęło się od tego, że w sierpniu 2011 Olesia przyjechała z mamą na międzynarodowy obóz archeologiczny. To były czasy, kiedy razem pracowaliśmy na wykopaliskach – wspomina Katarzyna Schellner z konińskiego muzeum. - Jej mama jest historykiem, specjalistką od archeologii i przyjeżdżała ze swoimi studentami z Czernihowa. Dobrze się pracowało z tymi młodymi ludźmi. Teraz niektórzy są pod bronią. To ciężkie czasy dla Olesi, dla wszystkich ludzi.

Do Polski dotarła z rodziną 19 marca. Z Czernihowa, na północy Ukrainy, 140 kilometrów od Kijowa, a do granic z Rosją i Białorusią około stu kilometrów. Zastanawiali się czy wyjechać. Starym samochodem ruszyli jednak w drogę. - Dwa dni jechaliśmy do Polski. Najpierw zamieszkaliśmy w hotelu Konin. W maju zaczęłam pracę – opowiada Olesia. 

Przed wojną pracowała już w muzeum. Z wykształcenia jest historykiem sztuki. Co ciekawe, czernihowska placówka mieści się przy Muzealnej 6 i w Koninie jest przy Muzealnej 6, ale 1500 kilometrów dalej. – Budynek został zniszczony odłamkami, nie ma wszystkich okien, uszkodzone magazyny – mówi polsko – ukraińską mieszkanką. - Uczę się waszego języka poprzez rozmowę. Konin i okolice już trochę poznałam jako dziecko, ale wtedy miałam inny obraz. Były wakacje, jeździliśmy na lody.

Trafiła do działu edukacyjnego w Muzeum Okręgowym w Koninie. Jest tam łącznikiem w polsko – ukraińskiej integracji.

- Rodzina Olesi znała się z Katarzyną Schellner i Krzysztofem Gorczycą z obozów archeologicznych i to oni zabiegali o ściągnięcie ich z objętej wojną Ukrainy. A potem wspierali przy szukaniu mieszkania – mówi Iga Janiszewska-Pawlak z MOK. - Kiedy się okazało, że Olesia jest historykiem sztuki, a więc wykształcenie jest zgodne z tym, co robimy to nie było wątpliwości, aby ją tutaj zatrudnić. Już podczas Nocy Muzeów prowadziła wykład dotyczący ukraińskiej ikony prawosławnej. Teraz przygotowuje tłumaczenia do naszych wystaw stałych, wpiera dzieciaki na warsztatach. A przede wszystkim Jest autorką maskotek w naszym projekcie „Pakuj się do muzeum”.

A to dzięki temu, że na szydełku robi cuda. Sporo się tego uzbierało. Nie liczy. W każdą zabawkę wkłada część siebie. – Jedna trafiła do syna przyjaciela z Mariupola, ale z powodu bombardowania został zniszczona. To jakby część mnie zniknęło – mówi Olesia.

Szydełkuje od kilka lat. Maluje także suchymi pastelami. W przyszłości chce się zająć projektowaniem graficznym. Wiele maskotek powstało już w Polsce. Inne zostały w Czernihowie. Najnowsze trafiły do muzealnej walizki.

- Do pięciu opowieści mamy białego rumaka z konińskiego herbu, Ignacego Łukasiewicza z lampą naftową, który był najbardziej wymagającą postacią. Jest oczywiście słoń leśny Gosław i chłopaczek, którego nazwaliśmy Kazik, a także biedronka, czyli ożywiona broszka i zegarek ze zbiorów rzemiosła artystycznego – wylicza Iga Janiszewska-Pawlak. - Maskotki, które Olesia zaprojektowała i zrobiła to uzupełnienie walizek edukacyjnych, które podróżują z teatrzykami po konińskich przedszkolach i szkołach. Wywołują zachwyt. Dzieciaki przytulają zabawki. Myślimy więc o dorobieniu kolejnych.

Na pytanie, jak odnalazła się w Koninie odpowiada, że nie da się na sto procent, gdy śledzi się wieści z Ukrainy. - Są dni, kiedy jestem tutaj na 80 procent i takie, że na czterdzieści - mówi Olesia. - Kiedy bombardują, ludzie ustawiają się w kolejkach po chleb, nie wiesz kto żywy, a kto martwy… Myślami jestem tam. 

Wtedy pomaga praca i ludzie z muzeum. - Interesują się tym, co się dzieje. Dziękuję Wam za to! Niezależnie jednak od tego, ile czasu tu spędzę, jestem Ukrainką. I bardzo lubię swój kraj. To siedzi w głowie i się nie zmieni.

Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole