Strażakami są przez całą dobę. Bohaterowie z KM PSP w Koninie

Strażakami są nie tylko na służbie. Trzech mundurowych z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Koninie wykazało się odwagą i opanowaniem, kiedy trzeba było ruszyć z pomocą. - Zasłużyli na miano bohaterów – mówi Janusz Dębowski, komendant KM PSP w Koninie.
Trzy różne sytuacje i trzech strażaków, którzy bez obaw ratowali życie ludzkie. Bartosz Chudzik, najmłodszy stażem, jako zawodowy strażak pracuje w Koninie niewiele ponad półtora roku. Kiedy przybiegła do jego rodzinnego domu przerażona sąsiadka, bez wahania ruszył z pomocą.
- Sąsiadka mówiła, że teść nie daje oznak życia. Najpierw pobiegł mój ojciec. Kiedy dobiegłem na miejsce, ta osoba nie oddychała. Pogotowie ma do nas 15 km i wpadłem na pomysł, żeby wezwać OSP we Władysławowie. Przyjechali z defibrylatorem po 3-4 minutach – opowiada Bartosz Chudzik.
Strażak wspólnie z druhami ochotnikami, walczył o życie starszego mężczyzny. Udało się przywrócić funkcje życiowe, a poszkodowany został przewieziony do szpitala.
Kolejna historia wydarzyła się na autostradzie A2 w kierunku Poznania. Ireneusz Kwiatkowski, który w PSP służy od 5 lat, w dniu wolnym od służby jechał ze znajomymi do stolicy Wielkopolski. Natknęli się na wypadek, w którym zderzyły się trzy ciężarówki i samochód osobowy. Strażak natychmiast ruszył sprawdzić, komu trzeba pomóc.
- Z jednej ciężarówki wystawała ręka i wiedziałem, że nie ma już kogo ratować, pobiegłem do następnej. Tam dwie osoby wyszły o własnych siłach. Po chwili usłyszałem wołanie „mama, mama”. W samochodzie były uwięzione trzy osoby: mama, córka i syn. Próbowaliśmy ich wyciągnąć, ale nie dało się bez specjalistycznego sprzętu – opowiada Ireneusz Kwiatkowski.
Kiedy na miejscu pojawiły się służby ratunkowe, koniński strażak przekazał dowódcy informacje o zastanej sytuacji. Po wyciągnięciu z auta dziewczynki, ratownik poprosił go, żeby przy niej został.
- Ona była niepełnosprawna i jechała chyba na jakiś zabieg rehabilitacyjny. Na szczęście wszyscy wyszli cało z tego wypadku – mówi Ireneusz Kwiatkowski.
Maciej Jagodziński, który zawodowym strażakiem jest już od 8 lat, wziął udział w akcji, która była szeroko komentowana w mediach. W wakacje fale morskie wciągnęły trójkę nastolatków w wieku 13 i 14 lat oraz opiekującego się nimi mężczyznę.
- Usłyszałem jedną syrenę, drugą syrenę i powiedziałem partnerce, że pójdę zobaczyć co się dzieje. Strażacy z OSP Niechorze poinformowali mnie, że topią się osoby w morzu. Pobiegłem około 200 metrów. Okazało się, że jedna osoba była na brzegu, a trzy osoby były w morzu. Była dosyć duża fala. Powiedziałem, że jestem z PSP i przystąpiłem do akcji. Jedną osobę udało się uratować, dwie się utopiły – opowiada Maciej Jagodziński.
Każdy z tej trójki strażaków podkreśla, że zachowanie zimnej krwi zawdzięcza szkoleniom, w trakcie których są przygotowywani do udzielania pomocy w różnych sytuacjach.
- Jeżeli ktoś się decyduje na taką pracę jak PSP to musi działać automatycznie. Nie wszyscy wytrzymują takie rzeczy jakie my widzimy. Nie myślimy, nie zastanawiamy się, tylko działamy – mówi Ireneusz Kwiatkowski.
- W czasie akcji nikt nie myśli o zagrożeniu. Dynamika zdarzeń się zmienia i musimy reagować, trochę pokombinować. Emocje i refleksje są dopiero po zdarzeniu – dodaje Maciej Jagodziński.
Komendant jest dumny ze swoich podwładnych.
- To są panowie, którzy wykazali się odwagą, determinacją i poświęceniem. Zasłużyli na miano bohaterów. Każdy z nich brał udział w działaniach, które ratowały ludzkie życie – mówi Janusz Dębowski. - Strażakiem się jest 24 godziny na dobę. Oni po służbie wracają do domów i tam w razie potrzeby działają w OSP. To są strażacy z powołania – dodaje.
Wyróżnieni mundurowi otrzymali listy gratulacyjne i nagrody finansowe.
Mamy swój kanał nadawczy. Dołącz i bądź na bieżąco!
Komentarze nie na temat są usuwane.