Potajemnie nagrał rozmowę z prezydentem Korytkowskim i wygrał w sądzie
KONIN JEST NASZ

Miesiąc temu koniński sąd odrzucił zażalenie Kamila Szadkowskiego na decyzję prokuratury o umorzeniu dochodzenia w sprawie mobbingu, jakiemu miał być poddawany w MOSiR. Choć były dyrektor przegrał tę bitwę, to z jego walki z pracodawcą wynikają nauki bardzo pożyteczne dla wszystkich zatrudnionych.
O sprawie pisałem w listopadzie, więc krótko tylko przypomnę, że w lipcu 2019 roku nowym dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Koninie została Ewa Kulczyńska, a zajmujący do tej pory to stanowisko Kamil Szadkowski - jej zastępcą. Pół roku później go zwolniono, ale odwołał się od tej decyzji do sądu pracy, który w kwietniu 2021 roku nakazał przywrócenie go na dawne lub - jeśli zostało ono zlikwidowane - równorzędne stanowisko.
Ostatecznie były dyrektor otrzymał etat kierownika działu technicznego i zamówień publicznych, co znów było czystą fikcją, bo ten zakres obowiązków wykonywał już ktoś inny. Ponieważ przeniesiono go jednocześnie do pływalni przy ulicy Szymanowskiego na Zatorzu, gdzie - jak twierdzi - nie zapewniono mu odpowiednich warunków pracy, znów się poskarżył na mobbing.
Ale tym razem nie sądowi pracy, tylko prokuraturze. I to był zapewne z jego strony błąd, bo w procedurze karnej trzeba udowodnić oskarżonemu winę ponad wszelką wątpliwość, inaczej niż w postępowaniu cywilnym, jakie toczy się przed sądem pracy. Sędzia Michał Jankowski, który wydał korzystny dla Kamila Szadkowskiego wyrok, tak napisał w jego uzasadnieniu:
„W sprawach związanych z odwołaniem się pracownika od wypowiedzenia czy rozwiązania stosunku pracy ciężar dowodowy, o którym mowa w art. 6 kc (kodeksu cywilnego - dop. RO) spoczywa na pracodawcy. Oznacza to, że to pozwany ma obowiązek udowodnienia przed Sądem, iż podane pracownikowi przyczyny rozwiązania stosunku pracy są prawdziwe, konkretne oraz stanowią uzasadniony powód do złożenia tego typu oświadczenia woli”.
Piszę o tym również dlatego, żeby uświadomić osobom, które podlegają mobbingowi w miejscu pracy, że zdecydowanie więcej mogą ugrać w sądzie pracy, niż składając skargę w prokuraturze. Sąd uznał na przykład dowód z nagrania rozmowy, którą w czerwca 2019 roku przeprowadzili z Kamilem Szadkowskim, wtedy jeszcze dyrektorem MOSiR, prezydent Piotr Korytkowski, jego zastępca Witold Nowak i kierownik Biura Prezydenta Rafał Duchniewski. To ważne, bo żaden z tych trzech panów nie zdawał sobie sprawy, że rozmowa jest nagrywana.
A chodziło w niej o to, żeby Kamil Szadkowski zrezygnował ze stanowiska dyrektora MOSiR i został zastępcą Ewy Kulczyńskiej, która - jak mu oznajmiona - jest szykowana na jego miejsce. Dlaczego?
„Bycie prezydentem to jest podejmowanie też odważnych decyzji, niestety uwarunkowanych politycznie”. - wyjaśnił Piotr Korytkowski.
Zapewnił jednocześnie Kamila Szadkowskiego, że będzie to rozwiązanie chwilowe „na czas tylko półroczny, bo potem mamy dla ciebie inne ważne zadanie do wykonania, jeśli je przyjmiesz”. Jak się później okazało, tym zadaniem była - trudno to ująć inaczej - wizyta w urzędzie pracy.
Kamil Szadkowski zgodził się na propozycję prezydenta, ale nie otrzymał nowego zakresu obowiązków. Pół roku później, niemal dokładnie trzy lata temu, Ewa Kulczyńska wystąpiła do przełożonego o zgodę na likwidację stanowiska zastępcy dyrektora w MOSiR a 29 stycznia 2020 roku wręczyła Kamilowi Szadkowskiemu wypowiedzenie.
Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!
Komentarze nie na temat są usuwane.