Policjant i jeden z nastolatków o okolicznościach śmierci Adama Cz.


„Usłyszałem ostrzeżenie „stój, bo strzelam”” – powiedział dzisiaj w kaliskim sądzie Marcin F., który wspólnie ze Sławomirem L. pełnił służbę feralnego dnia, kiedy zginął Adam Cz.
Tragedia rozegrała się 14 listopada 2019 roku przy ul. Wyszyńskiego. Do stojących w szczycie wieżowca trzech młodych mężczyzn podjechał patrol policji. Na widok mundurowych, 21-letni Adam Cz. zaczął uciekać. W pogoń za nim ruszył 32-letni Sławomir L. Niedługo potem, przy wejściu na plac zabaw padł śmiertelny strzał. Po blisko 4 latach od tego wydarzenia, wczoraj ruszył proces policjanta. Mężczyzna nie przyznaje się do winy, ale przed sądem złożył oświadczenie.
- Jest mi bardzo źle z tym, że nie żyje człowiek. Ten człowiek zginął z mojej ręki. Nie chciałem tego. Od tamtej pory nie ma dnia, żebym nie widział tego momentu, kiedy on odchodzi patrząc mi prosto w oczy. Trzymałem go za twarz, krzyczałem do niego, żeby patrzył na mnie, żeby nie zasypiał. Widzę to każdego dnia, w czasie normalnych czynności domowych, pojawia się nagle i znika. Gdybym mógł cofnąć czas i to zmienić, to nie podjąłbym tej interwencji, pojechałbym w inną stronę – mówił Sławomir L.
Dzisiaj w Sądzie Okręgowym w Kaliszu zeznawał m.in. 45-letni Marcin F., który wspólnie ze Sławomirem L. podjął tragiczną w skutkach interwencję.
- Nie jestem w stanie określić okoliczności, które zaistniały, że zdecydowaliśmy się podjąć czynności. Kiedy podjeżdżaliśmy jeden mężczyzna zaczął uciekać i wbiegł w przejście między wieżowcem, a budynkiem przy którym te osoby się znajdowały. Sławomir L. pobiegł za nim. Ja podszedłem do dwóch pozostałych osób, które zostały na miejscu – mówił Marcin F. - Kiedy Sławomir L. wbiegł w to przejście, straciłem z nim kontakt wzrokowy. Rozpytywałem tych dwóch mężczyzn o tożsamość tej osoby, która uciekła. W trakcie prowadzenia rozmowy usłyszałem ostrzeżenie „stój, bo strzelam”. Jak analizowałem sytuację to wydaje mi się, że okrzyk słyszałem dwukrotnie. Sławek mnie zawołał. Krzyczał, że postrzelił mężczyznę i żebym wezwał karetkę. Drogą radiową, za pośrednictwem dyżurnego wezwałem Zespół Ratownictwa Medycznego i poprosiłem o wsparcie innego patrolu - dodał.
Przyjechali policjanci ruchu drogowego. Jeden z mundurowych został z Marcinem F., a drugi pobiegł do Sławomira L. i przejął od niego reanimację do przyjazdu karetki pogotowia.
- Lekarz lub ratownik medyczny powiedział, że stan psychofizyczny Sławka po tym zdarzeniu jest taki, że broń jaką posiada przy sobie trzeba zabezpieczyć. W konsekwencji ja zabezpieczyłem tę broń – mówił Marcin F.
Ze złożonych wcześniej wyjaśnień funkcjonariusza wynikało, że po zdarzeniu Sławomir L. miał mu pokazać zwitek owinięty gumkami recepturkami i nożyczki.
– Sławek nie jest osobą agresywną. Uważam, że bez powodu nigdy by nie użył broni. Po zdarzeniu siedział w radiowozie. W kółko mówił, że zabił człowieka i nie może sobie z tym poradzić – wyjaśniał Marcin F.
O tym co działo się na miejscu zdarzenia mówił też Roman S., były przełożony Sławomira L. To on odebrał broń służbową 32-latka i sprawdził magazynki. W jednym z nich brakowało jednego naboju.
- Widziałem zwłoki przykryte czarnym workiem, a obok nożyczki. Na żywopłocie leżała foliówka z białą substancją. Zapytałem Sławomira L. co się stało? Odpowiedział tylko: „Nie żyje człowiek. Co ze mną będzie i moją rodziną”. Był roztrzęsiony. Poleciłem Marcinowi F., żeby zaprowadził Sławka L. do drugiego radiowozu. Przyjechał psycholog policyjny, która chciała przeprowadzić rozmowę z L. Po kilku minutach powiedziała, że jego stan psychofizyczny jest bardzo zły i według niej nie powinny być z nim prowadzone czynności – zeznał Roman S.
Przez około pół roku służby w wydziale patrolowo-interwencyjnym Sławomir L. dał się poznać jako zdyscyplinowany i ambitny policjant.
– Nie sprawiał problemów. Osiągał dobre wyniki. Nigdy nie było uwag co do wykonywania przez niego służby – podkreślał Roman S.
W sądzie pojawił się też 19-letni Kacper W., który wspólnie z kolegą – Sebastianem J. spotkał się feralnego dnia z Adamem Cz.
– Kolega się z nim umówił. Poszliśmy na szkolnej przerwie. Chodziło o wymianę atomizera w e-papierosie. Jak przyszliśmy to Adam już był. Zaczęliśmy rozmawiać, ale nie pamiętam o czym. Miałem wtedy 15 lat i chciałem to wymazać z pamięci – mówił Kacper W. - Pamiętam, że podjechał radiowóz. Staliśmy z Sebastianem koło ściany, a Adam zaczął uciekać. Pamiętam „stój, bo strzelam” i był strzał jeden, albo dwa. Wszystko działo się bardzo szybko dodał.
Ze złożonych w toku śledztwa wyjaśnień wynika, że Adam Cz. w trakcie spotkania z nastolatkami nie zachowywał się agresywnie, ale był zdenerwowany. Zaczął się jeszcze bardziej denerwować, kiedy zobaczył policyjny samochód. Kacper W. zaprzeczył też, jakoby Adam Cz. miał im oferować jakiekolwiek środki odurzające. Dzisiaj zeznania w sprawie miał też złożyć Sebastian J., ale nie stawił się w sądzie. Najprawdopodobniej swoją wersję wydarzeń przedstawi w grudniu.
Oskarżyciel posiłkowy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka złożył na koniec dzisiejszej rozprawy wnioski dowodowe związane z przesłuchaniem dwóch konińskich policjantów, wobec których zostało wszczęte postępowanie karne i dyscyplinarne dotyczące niewłaściwego sprawowania służby przez Sławomira L.
Komentarze nie na temat są usuwane.