Marionetka: Krem sułtański, dancingi i studniówki oraz syczący ekspres do kawy
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Miałem osiem, może dziewięć lat, kiedy mama zabrała nas z siostrą do Marionetki na krem sułtański. Zapamiętałem, że bita śmietana miała smak kawowy, choć z przepisu znalezionego w Internecie wynika, że raczej czekoladowy.
Cóż, od tego czasu minęło już pół wieku, a ja – nawet jeśli mylę się co do smaku – do dzisiaj nie jadłem niczego, co dostarczyłoby mojemu podniebieniu równie zachwycających doznań.
Prawdziwe słomki...
Marionetka (fot. 1) była pierwszą kawiarnią w nowym Koninie, a czwartym z kolei lokalem, po Kolorowej, Ekspresie i Megawacie. Nie zaliczam do nich kawiarni w Domu Młodego Górnika (budynek jest dzisiaj siedzibą Starostwa Powiatowego), bo wstęp do niej został w pewnym momencie ograniczony. Było to rezultatem jej olbrzymiego sukcesu, który dziwić nie może, bo do 8 marca 1961 roku, kiedy nastąpiło uroczyste otwarcie restauracji Kolorowa, była na nowym osiedlu jedynym lokalem. To dlatego pchały się do niej takie tłumy, że dla górników, dla których została przecież otworzona, brakowało już miejsca.
Do Marionetki natomiast wejść mógł każdy prosto z ulicy. Oprócz kremu sułtańskiego można tam było zjeść ciastko, wypić kawę, herbatę, ewentualnie chłodny napój z wysokiej szklanki. A piło się przez prawdziwą jednorazową słomkę, hermetycznie zapakowaną w cienki papier, bo o plastikowych nikt wtedy jeszcze nie słyszał. Atmosferę uzupełniał wszechobecny dym papierosowy, bo palili niemal wszyscy, a niepalącymi – również dziećmi - nikt się wtedy nie przejmował.
...i szafa grająca
Marionetka miała jeszcze - jako pierwszy lokal w Koninie i przez pewien czas jedyny - szczególną atrakcję, którą była szafa grająca. Dla osób równie jak ja wiekowych szafa grająca to urządzenie oczywiste i całkiem naturalne, ale młodemu pokoleniu muszę jej działanie objaśnić. Otóż pękate brzuszysko tej maszyny mieściło małe płyty winylowe, zawierające po jednym nagraniu na każdej stronie. Spis wszystkich utworów znajdował się na jej przedniej ścianie, a wybrane piosenki włączało się po wrzuceniu monety.
Dodam jeszcze rzecz, która młodym posiadaczom smartfonów może się wydać dziwna a nawet przerażająca. Otóż nie było wtedy żadnego urządzenia, z którego można było sobie samemu odtworzyć muzykę w miejscu publicznym. Miniaturowe radioodbiorniki były niezwykłą rzadkością, a nawet gdyby obsługa kawiarni włączyła klientom radio, to prędzej by usłyszeli coś z repertuaru Mazowsza niż tak popularnego wtedy przeboju Ireny Santor „Tych lat nie odda nikt”, że nie wspomnę o „Bridge over Troubled Water” Simona i Garfunkela. A z szafy grającej w miarę najświeższe światowe przeboje można sobie było odtworzyć.
Z kawiarni prosto do wody
Miała też Marionetka – przez czas na tyle krótki, że niewiele osób o tym pamięta - atrakcję tyle szczególną, co zaskakującą. Otóż w miejscu, gdzie później przez wiele lat był taras, na początku był... basen.
Komentarze nie na temat są usuwane.