Wędrówki koparek

Odległość nie była wielka, bo pod Międzylesie, gdzie zaczynała pracę, były tylko dwa kilometry, a i rozmiarami daleko jej było choćby do SchRs-315, więc – po rozebraniu – została przewieziona na miejsce na specjalnych platformach, które przyjechały z Poznania lub – mniejsze części - na zwykłych wozach ciągniętych przez konie.
Rozbieranie się nie opłaca
Wielkie maszyny pojawiły się dopiero na Gosławicach i stamtąd zaczęły wędrować na nowe odkrywki. O ile jednak pierwsza trzysta piętnastka przepłynęła jezioro i na odkrywkę Jóźwin dotarła na własnym podwoziu, to drugą zdecydowano się rozebrać i złożyć na nowym miejscu pracy. Tę metodę, jako bardziej czasochłonną i kosztowniejszą, stosowano jednak rzadziej - jak wyliczył w 2004 roku Zbigniew Kasztelewicz, tylko sześć razy w dziejach konińskiej kopalni (nie licząc przenosin Wiesława).
Transport maszyn podstawowych na własnych podwoziach oprócz zalet, ma również wady i niesie z sobą pewne ryzyko. Górnicze kolosy wędrują bowiem przez pola uprawne, których właściciele muszą wyrazić na to zgodę i oczekują rekompensaty za poniesione szkody, a drogi kopalnianych maszyn krzyżują się z liniami energetycznymi, drogami, liniami kolejowymi, ciekami wodnymi, a wśród przeszkód znajdował się nawet rurociąg Przyjaźń.
Skok przez ropę
Pierwszą taką poważną operacją były przenosiny w czerwcu 1979 roku koparki SRs-1200 z Jóźwina na Lubstów. Na liczącej ponad 24 kilometry drodze znajdowało się 35 linii wysokiego, średniego i niskiego napięcia (które na czas transportu były wyłączane i rozpinane), 13 linii telekomunikacyjnych, 5 dróg asfaltowych (ich nawierzchnie zabezpieczono starymi taśmami przenośnikowymi) i 10 lokalnych, trzy odcinki kolei wąskotorowej, której tory na czas przejazdu kopalnianych maszyn demontowano, 9 małych rowów odwadniających i 4 obszary podmokłe oraz kanał Warta-Gopło. Ten ostatni przekraczano w pobliżu Żółwieńca na terenie gminy Ślesin, w miejscu gdzie miał on 39 metrów szerokości i 4 m maksymalnej głębokości. Koparka przejechała po nasypie, wykonanym na ułożonych w kanale rurach, które zapewniały swobodny przepływ wody.
Szczególnie ważne były czasy i terminy przejścia pod liniami wysokiego napięcia, które wchodzą w skład krajowego systemu energetycznego. Uzgodnienia z Okręgową Dyspozycją Mocy w Bydgoszczy ściśle określały datę i godzinę oraz czas, na jaki linia miała być wyłączona.
Aż cztery razy trasa przejazdu koparki przecinała rurociąg naftowy Przyjaźń, który składa się z dwóch nitek odległych od siebie o około 8 metrów, schowanych w ziemi na głębokości od jednego do półtora metra. Koparka przekraczała go w specjalnie wyznaczonych miejscach, nad którymi budowano rusztowania dla rozłożenia nacisku ważącej 1,5 tys. ton maszyny na większą powierzchnię. Na czas przejazdu przerywano tłoczenie ropy, aby obniżyć jej ciśnienie i zminimalizować straty w przypadku awarii rurociągu.
Gdyby SRs-1200 została rozebrana, a następnie zmontowana na miejscu, wyłączyłoby to ją z pracy na dwanaście miesięcy. Tymczasem Lubstów nie mógł czekać, bo węgiel z tej odkrywki miał pozwolić kopalni na wywiązanie się z dostaw dla elektrowni. Harmonogram przewidywał, że przerwa w pracy koparki wyniesie miesiąc, tymczasem wzorowa praca ekipy i sprzyjające warunki atmosferyczne pozwoliły na skrócenie tego czasu do 17 dni.
Tysiąc ton na bagnie
Trzy lata później w jeszcze dłuższą drogę do Lubstowa ruszyła koparka Rs-560 z odkrywki Kazimierz, która miała rozpocząć eksploatację odkrytego węgla. Największym problemem dla projektantów było obejście Kleczewa. Z powodu gęstej zabudowy i zespołu zbiorników wodnych po stronie południowej miasta, koparka musiała okrążyć je od północy, co wydłużyło jej trasę aż do 32,7 km. Na dodatek na jej trasie znajdowała się podmokła, torfowo-bagienna dolina strugi Kleczewskiej. By umożliwić przejazd 962-tonowej maszynie, wykonano na jej drodze długi na 200 metrów i szeroki na 35 metrów nasyp, co wymagało przemieszczenia i zagęszczenia spycharkami około 10 tys. metrów sześciennych ziemi. Dłuższa trasa sprawiła też, że trzeba było negocjować warunki przejazdu z właścicielami ponad trzystu działek, które przecinała (w przypadku SRs-1200 było ich „tylko” dwieście).
Utrudnieniem w stosunku do poprzedniej operacji był fakt, że przekraczanie ośmiu linii wysokiego napięcia było możliwe tylko w dni wolne od pracy, a przejazd pod liniami bez koniecznych rozpięć mógł odbywać się wyłącznie w porze nocnej. Wszystko odbyło się zgodnie z harmonogramem, choć pod linię 220 kV w rejonie Szyszyna koparka przybyła o dwa dni za wcześnie, co wykorzystano na przegląd maszyny.
Harmonogram zrealizowano w czasie o połowę krótszym od przewidzianego, to jest w ciągu 15 dni.
Jak pisze Zbigniew Kasztelewicz w swoim opracowaniu „Transport maszyn podstawowych w KWB Konin”, dzięki przeprowadzeniu obu koparek na własnych podwoziach, oprócz czasu zaoszczędzono kilkadziesiąt milionów złotych.
Spacer kolosów
W latach dziewięćdziesiątych takich przemarszów odbyło się już więcej, bo aż sześć, a w drogę wyruszyły już nie tylko koparki, ale i zwałowarki (w 1992 roku A2RsB-5000 z Kazimierza na Jóźwin a A2RsB-8800 z Jóźwina na Kazimierz). W latach 2002-2003 koparki wędrowały na pole IIB Jóźwina, a w 2004 zaczęły przenosić się na Drzewce. Natomiast największa i najbardziej spektakularna jak dotąd przeprowadzka kopalnianych maszyn odbyła się we wrześniu 2009 roku, kiedy ze zlikwidowanej wówczas odkrywki Lubstów przejechały na Tomisławice zwałowarka A2RsB 8800 i koparka KWK 1500s (długość 135 m, wysokość 36 m, ciężar 2395 ton), którym towarzyszyło dziewięć stacji napędowych kopalnianych taśmociągów i koparka ESz 6/45. W liczącą 13,3 km trasę maszyny wyruszyły 4 września. Zgodnie z planem koparka dotarła na miejsce 15 września, a zwałowarka zakończyła podróż dzień później.
Jak pisze Zbigniew Kasztelewicz, „przeprowadzenie koparek SchRs-315, SRs-1200/1 i Rs-560 bez demontażu na własnym podwoziu jest oryginalnym rozwiązaniem tematu, a w przypadku koparki Rs-560 jest rekordowym w Polsce i prawdopodobnie na świecie pod względem długości i trudności trasy oraz szybkości przemieszczania koparki”.
Robert Olejnik
Przy pisaniu tego tekstu korzystałem z opracowania Zbigniewa Kasztelewicza „Transport maszyn podstawowych w KWB Konin”, do którego dotarłem dzięki uprzejmości Jerzego Ryguły, za co mu niniejszym dziękuję.
Fot. P. Ordan
Szukasz pracy? Kilkaset aktualnych ofert znajdziesz w naszym serwisie ogłoszeniowym.
- 1
- 2
- 1
- 2