Dyrektor w pokoju panny służącej, czyli PGR w pałacu
KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

W olbrzymim salonie hrabiostwa Kwileckich zmieściła się kuchnia i pokój dla rodziny księgowej z Państwowego Gospodarstwa Rolnego, a w pokojach ich synów urzędowali pegeerowscy planiści.
W olbrzymim salonie hrabiostwa Kwileckich zmieściła się kuchnia i pokój dla rodziny księgowej z Państwowego Gospodarstwa Rolnego, a w pokojach ich synów urzędowali pegeerowscy planiści. Pod koniec lat pięćdziesiątych do dworu wprowadziła się szkoła, która opuściła gmach tuż przed zmianą ustroju. Od tego czasu budynek stoi pusty. I stopniowo popada w ruinę.
Mieczysław Kwilecki zginął w Charkowie w 1940 r., a jego żona zmarła trzy lata później w wyniku doznanych podczas pożaru poparzeń. Po wojnie do Malińca wróciła tylko trójka ich potomków (młodsza z córek, Gabriela poszła do zakonu), ale już po kilku tygodniach wyjechali (więcej na ten temat w artykule „Kwileccy wrócili po wojnie do Malińca tylko na kilka tygodni”).
Po wojnie pałac Kwileckich – jak nazywali budynek mieszkańcy Malińca – został przejęty przez ludowe państwo, którego przedstawiciele realizowali w ten sposób ideę sprawiedliwości społecznej. W malinieckim dworze zainstalowali się nowi gospodarze upaństwowionego majątku, który od 1949 r. funkcjonował jako Państwowe Gospodarstwo Rolne w Malińcu.
Pałac bez wygód
Osiemnastoletnią absolwentkę technikum finansowego socjalistyczny planista ściągnął do PGR Maliniec z odległej aż o trzysta kilometrów Ostrowii Mazowieckiej. – Dostałam nakaz pracy na trzy lata – tłumaczy Jadwiga Insiak (wtedy jeszcze Kaczmarczyk). Młodziutka księgowa zamieszkała na poddaszu piętrowej części malinieckiego dworu razem z inną stażystką o imieniu Grażyna. – Sąsiedni pokój zajmowali stażyści – pamięta pani Jadwiga.
Choć tę część swojej rezydencji hrabia Mieczysław Kwilecki pobudował w drugiej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku (więcej o tym: „Mieczysław Kwilecki - ostatni właściciel majątku Gosławice”), nie było w niej ani kanalizacji, ani wodociągu. Dziewczęta przynosiły więc wodę w wiadrach i myły się w miednicy. Również ubikacja znajdowała się na zewnątrz. – Za to w piwnicy funkcjonowała zakładowa stołówka, w której można było tanio zjeść obiad – wspomina moja rozmówczyni. – A zarabiałam wtedy niewiele, chyba tylko 500 zł.
Na parterze, w pokoju korepetytora młodych Kwileckich, ulokowano sekretariat, z którego przechodziło się do gabinetu Zbigniewa Łagockiego, dyrektora Zespołu Państwowych Gospodarstw Rolnych, przed wojną zajmowanego przez... pannę służącą.
Najpierw musiała, potem została
Jadwiga Kaczmarczyk została z czasem główną księgową PGR w Malińcu, który swoje biura miał kilkadziesiąt metrów dalej, w pobliżu zabudowań gospodarczych. Kiedy minęły trzy lata przymusowego zatrudnienia i 21-latka mogłaby już wrócić do domu, zakochała się w Leopoldzie Insiaku i wyszła za mąż. Była na tyle cennym pracownikiem, że młodemu małżeństwu oddano dwa pokoje na pierwszym piętrze, opuszczone przez księgowość, która przeniosła się do nowych pomieszczeń biurowych PGR.
Komentarze nie na temat są usuwane.