Skocz do zawartości

Masz ważną informację? Prześlij nam tekst, zdjęcia czy filmy na WhatsApp - 739 008 805. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościDorota Zawadzka emigruje na wieś. Nowe życie po Superniani

Dorota Zawadzka emigruje na wieś. Nowe życie po Superniani

Dodano:
Dorota Zawadzka emigruje na wieś. Nowe życie po Superniani
Tylko u nas!

Psycholożka Dorota Zawadzka wybrała okolice Koła jako miejsce do życia. Przed laty zaistniała jako „Superninia” i do dzisiaj jest tak postrzegana. Pytana o wychowawcze rady - nie odmawia. O powodach wyprowadzki z Warszawy, remoncie domu i o tym, że fortuna Kołem się toczy powiedziała Annie Pilarskiej z LM.pl. Przy okazji tej sympatycznej rozmowy okazało się, że jest „pochłaniaczką” książek i fanką „Ani z Zielonego Wzgórza”. I dlatego trzeba się znowu spotkać.

Anna Pilarska: Zapytam krótko: dlaczego Koło i okolice?

Dorota Zawadzka: Rok temu podjęliśmy z mężem decyzję, że wyprowadzamy się z Warszawy. Przechodzę na emeryturę i zmieniamy życie. Kopem do tej decyzji był drogi kredyt frankowy. To nas motywowało, żeby się tego pozbyć, więc wymyśliliśmy sobie mały biały domek. Najpierw szukaliśmy na Mazowszu. Jesteśmy z mężem z Warszawy. Niestety, wszystko było poza zasięgiem naszych możliwości finansowych. Zaczęliśmy więc jeździć po Polsce. Byliśmy pod Jasłem, Zgorzelcem, na Mazurach, w wielu miejscach. Zrobiliśmy się specjalistami od serwisów z nieruchomościami. Mieliśmy na uwadze kilka warunków: daleko od ludzi, las, duża działka, sąsiedzi w oddali, cisza i spokój. Nagle pojawiła się Wielkopolska, prawie Łódzkie, niedaleko od Warszawy, najlepsza lokalizacji. Przyjechaliśmy raz, drugi i poczułam, że to miejsce, w którym mogłabym mieszkać.

Skąd to poszukiwanie odludzia?

U mnie wiązało się to z wypaleniem zawodowym i zmęczeniem materiału. Wszystko się szybko potoczyło, kupiliśmy piękne siedlisko z domem do kompletnego remontu. Zostały tylko mury, resztę trzeba było wymienić. Od końca maja mieszkamy w namiocie i doglądamy remontu w naszym siedlisku. Dom się buduje dzięki tak zwanej „szeptance”, czyli jeden fachowiec z okolicy poleca następnego. Jestem pod ogromnym wrażeniem pracowitości tych ludzi, którzy do nas trafiają. Nie piją, nie palą, średnio przeklinali tylko panowie od dachu. Na wszystkim się znają, są bardzo pomocni, terminowi.

Środek Polski to dobre miejsce do życia?

Trafiłam w te okolice bez żadnego związku rodzinnego czy towarzyskiego. Nikogo tu nie znałam. Wszystko budujemy od początku. I po dwóch miesiącach takiego życia, co rano utwierdzamy się nawzajem, że nie popełniliśmy błędu.

Lokalizacja jest świetna. Jesteśmy siedem kilometrów od zjazdu z autostrady (Dąbie-Uniejów). Wszędzie tak samo blisko, jak i daleko. Weekendy poświęcamy na zwiedzanie. Byliśmy w Łęczycy, Uniejowie, w kolskim ratuszu jak był dzień otwartej wieży, w Spycimierzu na kwiatowych dywanach w Boże Ciało, w kinie w Koninie. Do Koła przyjeżdżamy średnio trzy razy w tygodniu. Podoba mi się to, że przy głównej ulicy są wszystkie sklepy i usługi, tak jak kiedyś w tego typu miasteczkach. Można tam wszystko załatwić. Jeszcze by się przydało ożywić starówkę.

Co zostało z Superniani?

Zostało to, że „mądraluję” cały czas. Uwielbiam jak ludzie mnie pytają o radę. Zawsze odpowiem i pochylę się nad problemem. W programie musiałam być jednak mniej sympatyczna niż jestem w rzeczywistości. Na co dzień mam poczucie humoru, dużo mówię, chętnie pomagam. A w programie musiałam być sroga. Przemycałam jednak przytulanie, trzymałam matki za ręce. Nie można uciec od tego, jakim się jest człowiekiem.

Do tej pory mam kontakt z rodzinami, spotykamy się czasem w przelocie na kawie, czy szarlotce, jak jeżdżę po Polsce. Zdarza się, że odzywają się „supernianiowe” dzieci, które są już dorosłe. Po tylu latach (program był emitowany w latach 2006-2009) dostaję jeszcze zwrotne informacje. Wracają do mnie te rzeczy. Tam nie było naciągania ani kłamstwa. W telewizji oglądaliśmy skrót wielu godzin nagrań. Niektóre trwały po trzy tygodnie. Z ogromnym sentymentem wspominam ten program, a wręcz jestem z niego dumna. Mamy kolejnego premiera, posła, czy prezydenta, a Superniania jest jedna.

Funkcjonuje pani w media społecznościowych, gdzie możemy śledzić przebieg remontu i nowe życie na wsi.   

Jak w listopadzie przeszłam na emeryturę to się trochę wyłączyłam. Nie miałam wtedy żadnego wpisu. Wróciłam, choć już w innym wymiarze. Teraz żyję tu. Poznaję masę nowych rzeczy. Wiele dowiedziałam się o budowie domu. Myślę o ogrodzie dla wnuków, a mam ich czworo, aby był dostępny i bezpieczny. Poza tym mamy dwa psy i myślimy o staruszku ze schroniska, żeby mu zapewnić godne życie.

Wylądowała pani w obcym miejscu i od razu weszła w lokalne życie.

Jak tylko tutaj przyjechałam to powiedziałam mężowi, że w świetlicy, która jest w naszej miejscowości, chcę zrobić spotkanie dla mam z okolicy, żeby z nimi pogadać o tym, jakie mają problemy z wychowaniem dzieci. W Kole organizuję we wrześniu konferencję antyprzemocową. Od miasta mam już obiecaną salę w szkole. Wszystko opracowane, zostało dopięcie szczegółów. Po prostu lubię spajać społeczność. Do władz bym się nie nadawała. Bo lubię działać po swojemu. Mogę być liderem. Chętnie pociągnę ludzi i skopiemy działkę albo posadzimy dziesięć drzew, czy zrobimy zbiórkę. Dużo dobrego dostałam od losu i mam potrzebę oddania tego ludziom. Jeśli mam pomysł to się zaangażuję, żeby to zrobić, ale nie pod czyjeś dyktando.

Trochę jak z dzieckiem, które lubi być przekorne?

Jestem takim dużym dzieckiem. Może to brzmi infantylnie bo jestem sześćdziesięciolatką i powinnam być stateczną panią, ale bardzo dbam o swoje wewnętrzne dziecko.

Sporo mnie zaskakuje w zachowaniu współczesnych dzieci. My - dorośli odebraliśmy im możliwość naturalnego tempa rozwoju. Myślimy, że będą się rozwijały według pewnych oczekiwań. Rodzice wysoko stawiają poprzeczkę, porównują z innymi. Nie chodzi o to, że dziecko może wszystko robić. Musi znać swoje miejsce w szeregu. Jak to lubię powtarzać: porządek dziobania powinien być zachowany. W danym wieku nie jest jednak w stanie zrozumieć pewnych rzeczy, od razu ich pojąć, czy zrobić. Naszym zadaniem jest to tłumaczyć, wyjaśniać, ale nie oczekiwać, że będzie to zrozumiałe za pierwszym razem. Poza tym przebieramy dzieci za dorosłych, zapewniamy rozrywki, jak dla dorosłych. Martwi mnie to, że rodzicom pomyliło się zaspokajanie dziecięcych potrzeb, które jest rodzicielskim obowiązkiem z zaspokajaniem zachcianek. Potrzeby - tak, zachcianki – nie. Poza tym rodzice oczekują, że dzieci będą najlepsze, najmądrzejsze, najgrzeczniejsze, zrealizują rodzicielskie marzenia. Maluchy są tym obciążone, przerażone, nie widzą co mają zrobić, co powiedzieć, jak się zachować. Nie słuchamy tego, co dzieci do nas mówią. Nie interesuje nas ich punkt widzenia. To mnie przeraża. Dzieci rozumieją miłość przez wspólnie spędzony czas. Nie przez zabawki, czy pieniądze. Rodzice też są pogubieni. Jest tyle nurtów, że nie już wiedzą, co wybrać.

Nie obawia się pani życia na wsi?

Moi synowie byli przerażeni, że się wyprowadzam z Warszawy. Zrozumieli jednak moją potrzebę, tak jak ja rozumiem ich potrzeby. Mam nadzieję, że przede mną kilkanaście lat spokojnego życia na wsi. Zmienia się optyka. To przychodzi w wiekiem. Jestem ciekawa jak będzie jesienią i zimą? Po raz pierwszy oglądaliśmy to miejsce w listopadzie. I nam się spodobało, więc latem powinniśmy być zachwyceni. Poza tym haftuję, szyję, robię na drutach, czytam dużo książek, oglądam seriale, pracuję online. Jest nam dobrze! 

Weź udział w dyskusji
0/1000
0/28
KOMENTOWAĆ MOGĄ TYLKO OSOBY ZALOGOWANE
Twój komentarz może zostać przeczytany przez tysiące osób. Wydawca portalu LM.pl spółka LM LOKALNE MEDIA Sp. z o.o. nie bierze odpowiedzialności za jego treść. Komentarze zniesławiające lub mogące naruszać dobra osobiste osób trzecich grożą odpowiedzialnością karną i cywilną. Osoby pokrzywdzone mogą skutecznie dochodzić swoich praw w organach ścigania i w sądach. Zgodnie z ust. 16 Regulaminu Twój komentarz może zostać opublikowany nie tylko na tej stronie, ale również w innych mediach.
Komentarze nie na temat są usuwane.
Komentarze
Ulica mojego dzieciństwa. W widocznym na zdjęciu bloku mieszkałam od 1960 roku, mając wówczas 4 lata. Doskonale pamiętam tartak, świetnie widoczny z balkonu na trzecim piętrze bloku.
Dodano: Autor: U.K.
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole