Dlaczego upada projekt budowy elektrowni atomowej w Koninie?
Elektrownia atomowa w Koninie
Po wczorajszych informacjach, że plany budowy elektrowni atomowej w Koninie zostaną zamrożone, wszyscy zadają sobie pytanie, skąd taka decyzja! Przecież potrzebujemy energii elektrycznej, a Konin dysponuje odpowiednią infrastrukturą, więc trudno o lepszą lokalizację. A jeśli wziąć pod uwagę, że w projekt angażuje się kapitał prywatny, dla finansów publicznych ta akurat opcja wydaje się to być niezwykle korzystna.
Kiedy w listopadzie ubiegłego roku PGE PAK Energia Jądrowa otrzymała od ministerstwa klimatu i środowiska decyzję zasadniczą w sprawie budowy elektrowni w Koninie, niemal już witaliśmy się z gąską, gotowi na kolejny etap realizacji inwestycji i spodziewane korzyści. Tymczasem media branżowe informują, że zastopowanie projektu jest już w zasadzie przesądzone, choć wszyscy czekają jeszcze na posiedzenie sejmowej Komisji do Spraw Energetyki, Klimatu i Aktywów Państwowych, które zaplanowano na najbliższy czwartek. Posłowie będą rozmawiali między innymi na temat realizacji projektu budowy elektrowni jądrowej w Koninie, przy udziale przedstawicieli ZE PAK, PGE oraz koreańskiego KHNP.
Czy są jakieś szanse, że uda się odwrócić fatalny dla Konina bieg wydarzeń? Przyjrzyjmy się faktom. Od początku mówiło się bowiem, że prawa koreańskiej firmy do technologii, którą chce nam sprzedać, są wątpliwe. Chodziło o to, że kupili ją od amerykańskiej firmy Westinghouse Electric Company, która nie zgodziła się na jej reeksport do krajów trzecich i toczy teraz o to z Koreańczykami sądowy spór.
Pod koniec listopada ubiegłego roku, już po otrzymaniu przez PGE środowiskowej decyzji zasadniczej, Jacek Sasin uspokajał, że spór ten „zostanie rozwiązany i taka inwestycja w Polsce będzie mogła być realizowana”. Zabrał głos na ten temat nieprzypadkowo, ponieważ to on stał za pomysłem konińskiego atomu. Jak powiedział wczoraj na antenie radiowej Trójki Grzegorz Nawacki, wieloletni redaktor naczelny Pulsu Biznesu, ogłosił ten projekt krótko po podaniu przez media informacji o rządowym planie budowy pierwszej elektrowni atomowej w Lubiatowie-Kopalinie lub Żarnowcu.
Pomysłem ministra Sasina byli zaskoczeni nie tylko fachowcy od energetyki, ale nawet premier Mateusz Morawicki i – jak twierdzą analitycy – był on elementem wewnętrznej walki w ówczesnym rządzie PiS.
Powołując się na spór sądowy między Westinghouse a KHNP Grzegorz Nawacki podzielił się opinią, że projekt ten od początku nie był racjonalny ani realny do realizacji.
- My mamy problem z rozpoczęciem pierwszego projektu, z zebraniem na niego pieniędzy – tłumaczył na antenie radiowej Trójki ekspert. - Mówimy tutaj o jakichś setkach miliardów złotych finansowania na tego typu projekty, więc jeśli rząd ma się angażować, to ja zdecydowanie popieram, żeby rząd zaangażował się w jeden projekt, a nie w dwa, bo to są projekty tej skali, że tak naprawdę zrealizowanie jednego z nich będzie ogromnym sukcesem, więc ciągnięcie dwóch, w tym jednego obarczonego takim ryzykiem, byłoby bez sensu.
Nie zapominajmy na koniec, że pierwsza polska elektrownia atomowa, która według rządowych planów ma powstać na Pomorzu, będzie budowana na oryginalnej licencji amerykańskie firmy Westinghouse, więc realizacja drugiej siłowni w oparciu o te same rozwiązania techniczne, ale zakupione od firmy pozostającej w konflikcie z licencjodawcą, nie wygląda racjonalnie. Wszystko wskazuje na to, że projekt budowy w Koninie elektrowni atomowej powstał z powodów politycznych i tylko decyzja motywowana politycznie może go – przynajmniej na tę chwilę – uratować. Ale to nie wydaje się realne i przyjdzie nam zapewne, przynajmniej na jakiś czas, z marzeniami o atomie w Koninie się pożegnać.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.