Co z tą żarówką? Kto naprawdę robi nas w bambuko?

Od zeszłego tygodnia w miastach, miasteczkach i wsiach w całej Polsce, również w Koninie i okolicach, pojawiły się billboardy, opłacone przez pięć państwowych firm energetycznych w ramach kampanii opracowanej przez Ministerstwo Aktywów Państwowych. W telewizji publicznej, na Polsacie oraz na wielu popularnych stronach internetowych pojawiła się reklama, która podobnie jak billboardy, mówi, że 60 % kosztów produkcji energii wynika z unijnych opłat klimatycznych, sugerując, że to powoduje wysokie ceny energii i w związku z tym - wysokie rachunki za prąd. Trudno przejść obok reklamy obojętnie, gdyż dotyczy nas wszystkich, bo kto nie odczuł podwyżki cen w tym roku, nie tylko za energię? Dla ludzi sceptycznych wobec Unii Europejskiej albo jej polityki klimatycznej ta reklama jest jak woda na młyn. Tyle tylko, że nie jest prawdziwa i manipuluje faktami, celowo wprowadzając nas w błąd. Zresztą podobna informacja zawarta na rachunkach za prąd firmy Tauron została już zgłoszona do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. A prawda, jak to zwykle bywa, jest o wiele bardziej skomplikowana.
Kampania została również zauważona na poziomie Unii Europejskiej i, co zrozumiałe, nie wzbudziła entuzjazmu (https://twitter.com/EUinPL/status/1491353952465600516. Biorąc pod uwagę, że w najbliższych latach Polska ma być jednym z największych beneficjentów wsparcia dla transformacji energetycznej z różnych unijnych funduszy, w tym szczególnie tych dedykowanych takim regionom jak nasz, odchodzących od węgla, zastanawia, po co rząd polski wchodzi w takie zatargi z Unią? Trudno to nazwać dobrą strategią negocjacyjną.
Na początek, warto zauważyć, że produkcja energii to tylko ok. 32% całkowitych kosztów energii (oznacza to, że w billboardzie z żarówką mowa o 60% z tych 32%), czyli do tego, co ostatecznie trafia do naszych rachunków, należy dodać opłaty przesyłowe, bardzo już przestarzałą siecią przesyłową oraz podatki i opłaty krajowe, w tym marże firm energetycznych. A te ostatnie nie zostały w żaden sposób obniżone w ostatnich latach, choć zyski spółek energetycznych w Polsce stale rosną kosztem nas, szarych obywateli i obywatelek. Według obliczeń think tanku Fundacja Instrat, tylko w grudniu 2021 r. wytwórcy prądu z węgla mogli tym sposobem zarobić na nas ponad 4 miliardy złotych, zatem zyski producentów stanowiły aż 41,3 % ceny prądu w grudniu 2021 roku.
Dodatkowo, choć kampania billboardowa sugeruje co innego, duża większość pieniędzy z opłat za emisję CO2 (tzw. opłaty klimatyczne) pozostają w Polsce. Żeby zdawać sobie sprawę ze skali kwot wpływających do polskiego budżetu, warto wspomnieć, że w przeciągu ostatnich pięciu lat z tego tytułu wpłynęło ok. 60 miliardów złotych. Ciekawie jednak porównać tę kwotę z wyżej podanymi zyskami polskich firm energetycznych z jednego miesiąca. Szkoda, że te kwoty, zamiast pójść na naprawdę potrzebne inwestycje w Polsce związane z modernizacją sieci przesyłowej czy zwiększaniem ilości zielonej energii w naszym miksie energetycznym, rozpłynęły się, a węgiel nadal stanowi 70% naszego miksu energetycznego. Zresztą do górnictwa i energetyki węglowej, szczególnie kamiennego, dopłacamy olbrzymie kwoty z budżetu państwa (średnio ok. 8 mld złotych rocznie), żeby w ogóle było rentowne, a jednocześnie staliśmy się znaczącym importerem tego surowca.
W innych krajach Unii Europejskiej z kolei, jak i również u nas tam, gdzie ogrzewamy gazem, wzrost cen energii często związany jest z nagłym światowym skokiem cen gazu, węgla i ropy, które raczej również będą w najbliższych latach rosły, u nas przy okazji zwiększając nasze uzależnienie energetyczne od Rosji (od której importujemy zarówno węgiel, gaz, jak i ropę). Jednak, z jakiegoś trudnego do wyjaśnienia powodu, Polska planuje duże inwestycje gazowe w całym kraju. Naprawdę czasem ciężko podejrzewać osoby zarządzające naszą energetyką na poziomie krajowym o przemyślane działania i niełatwo w tym widzieć dbałość o naszą kieszeń czy bezpieczeństwo energetyczne…. A jednak takimi kampaniami jak tą omawianą udaje się przekonać ludzi, że ta “zła Unia” nas okrada. Winę za wysokie ceny energii w Polsce zdecydowanie ponoszą decydenci w Warszawie i ich zupełnie nieprzemyślana polityka energetyczna. Ale przecież takiej rządowej kampanii billboardowej, stwierdzającej fakty, na pewno nie zobaczymy na naszych ulicach.
W kontekście konińskim i naszej własnej transformacji warto zwrócić uwagę, że my jako region już zrobiliśmy małe kroki ku zmniejszaniu sobie rachunków za prąd w przyszłości, bo według wszystkich prognoz ceny energii z węgla będą tylko rosnąć. Niestety, póki co zrobiono nadal za mało i za późno. Gdybyśmy realnie jako kraj od paru lat przeprowadzali transformację energetyczną w kierunku zielonej energii, z dużym udziałem odnawialnych źródeł energii w miksie, mielibyśmy już teraz niższe jej ceny. Świetnym przykładem tego jest Litwa, gdzie w styczniu potaniała energia o jedną trzecią w wyniku ich wieloletniej polityki inwestycji w OZE. Z kolei u nas, nadal obowiązuje zupełnie bezsensowna ustawa odległościowa, niemal całkowicie uniemożliwiająca stawiania wiatraków lądowych, co zabiło tę kiedyś świetnie rozwijającą się gałąź gospodarki, a ustawa prosumencka, mająca wspierać rozwój energetyki solarnej, nadal daleka jest od doskonałości. Realnie jako kraj, z powodu dwóch dekad zaniechań, zaniedbań i błędów polskiej polityki energetycznej, skazujemy się na stały wzrost cen energii przez najbliższe dekady. Jedyne osoby, które będą w najbliższym czasie płacić stosunkowo niskie rachunki za prąd, to raczej lepiej prosperująca część społeczeństwa, których stać było - przykładowo - na zamontowanie paneli fotowoltaicznych, instalację pomp ciepła i głęboką termomodernizację budynków.
Jeśli miałabym pokrótce skomentować tę reklamę, zastanawiałabym się, po co ona w ogóle została wypuszczona? Po co na taką manipulację wydano 12 milionów złotych z pieniędzy spółek państwowych? Warto zwrócić na pewno uwagę na takie aspekty kampanii reklamowej jak jej wymiar polityczny i społeczny. Przede wszystkim, jest to wyraźny atak na Unię Europejską i jej politykę klimatyczną, próbujący na nią zwalić winę za fakt, że energia w Polsce drożeje. Wielu komentatorów kampanii billboardowej zauważyło, że może to być zarazem początek kampanii PolExitowej. Czy tak jest, trudno na razie powiedzieć, ale z pewnością odwraca uwagę od powszechnej krytyki wprowadzonego niedawno Polskiego Ładu oraz niezadowolenia społecznego z powodu rosnących cen i inflacji. A wiadomo, że dla polskiego rządu, lepiej zwalić winę na Unię Europejską niż przyjąć ją na klatę.
Komentarze nie na temat są usuwane.