Były oficer wywiadu PRL i RP, Vincent V. Severski, o geopolityce, edukacji i zagrożeniach dla Polski
Vincent V. Severski, który ostatnio spotkał się z czytelnikami w konińskiej bibliotece, to niezwykle interesująca postać. Fascynuje zarówno swoją karierą wywiadowczą, jak i twórczością literacką. Były oficer wywiadu PRL i RP, przez 26 lat działał pod przybraną tożsamością, a dziś wiedzę i doświadczenie o geopolitycznych zawirowaniach wykorzystuje w swoich książkach. Odznaczony przez prezydentów i premierów Polski oraz światowych przywódców, w tym Baracka Obamę, Severski z powodzeniem odnajduje się w roli autora bestsellerów. W swoim najnowszym wywiadzie dla portalu LM.pl dzieli się spostrzeżeniami na temat aktualnych zagrożeń, bezpieczeństwa Polski, wpływu edukacji na siłę państwa. Opowiada także o tym, jak Finlandia radzi sobie z niebezpiecznym sąsiedztwem. Rozmawia również o swojej najnowszej książce „Dystopia” i roli, jaką polskie kobiety odegrały w ostatnich wydarzeniach politycznych.
Iwona Krzyżak: Wojna na Ukrainie, coraz częściej pojawiające się informacje o rosyjskiej agenturze i rosnąca polaryzacja społeczna – czy możemy się czuć bezpiecznie w takich okolicznościach?
Vincent V. Severski: Z pewnością nie tak bezpiecznie, jak przed wojną z Ukrainą. Nie ma jednak powodów do nadmiernego niepokoju i poczucia bezpośredniego zagrożenia wojną. Obecne czasy wymagają jednak wzmożonej czujności. Musimy wzmocnić nasze służby wywiadowcze, usprawnić całą strukturę państwa i zarządzanie nim. To praca na pokolenia. Musimy być gotowi na to, co przyniesie przyszłość, nawet za 25 lat, bo teraz nie nadrobimy wszystkiego. Nawet jeśli zbudujemy mur na granicy, postawimy zasieki, wykopiemy rowy czy ustawimy czołgi – to nie wystarczy. Prawdziwą siłą każdego kraju jest jego społeczeństwo.
W tym momencie nie sposób nie wspomnieć o Pana książce "Plac Senacki", która mimo kameralnej formy, wciąga czytelników. Powstało także doskonałe słuchowisko, w którym gra Pan samego siebie. Fabuła tego thrillera szpiegowskiego osadzona jest w Helsinkach, w Finlandii. W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że to od Finów nauczył się Pan Rosji. Czego dokładnie Pan się nauczył?
Jak zbudować nowoczesne, silne, demokratyczne państwo w sąsiedztwie takiego mocarstwa jak Rosja i jak przetrwać w tak trudnym otoczeniu. Chodzi o to, aby obywatele mieli zaufanie do swojego państwa. Finowie są świadomi zagrożenia, jakie niesie Rosja, ale nie budują swojej siły na nienawiści. Bo nie da się zbudować dobrze funkcjonującego kraju na bazie nienawiści. Jeśli społeczeństwo i struktury państwowe są silne, to Rosja ich nie pokona. Jest wiele przykładów, które to pokazują, jak choćby wojna zimowa między Finlandią a Związkiem Radzieckim w latach 1939–1940. W tej wojnie zginęło około 20 tysięcy fińskich żołnierzy, ale Rosjanie ponieśli znacznie większe straty. Finowie nigdy nie mordowali jeńców – wręcz przeciwnie, wysyłali ich do gospodarstw rolnych, gdzie mieszkali i pracowali z fińskimi rodzinami. Dla wielu rosyjskich jeńców była to pierwsza okazja, aby porządnie się najeść. Finowie również nie niszczyli pomników – do dziś w Helsinkach stoi pomnik przyjaźni radziecko-fińskiej. Finowie przyjmują swoją historię taką, jaka jest, nie próbują jej wymazać.
Czy nie wydaje się Panu, że wszystko zaczyna się od edukacji? Finowie mają jeden z najlepszych systemów edukacyjnych na świecie, a u nas w tej kwestii niewiele się zmienia. Dobrze wyedukowane społeczeństwo to silna gospodarka, rozwój kultury, pieniądze na sprawnie działające służby wywiadowcze, silną armię i państwo, które chroni swoich obywateli, zamiast działać przeciwko nim.
Finowie uczcili stulecie swojej niepodległości, budując ogromną, nowoczesną bibliotekę, natomiast my postawiliśmy ławeczki. I to właśnie pokazuje różnicę w podejściu. Edukacja i nauka to fundamenty funkcjonowania państwa. W Finlandii nie ma płaskoziemców czy antyszczepionkowców. Nie było tam też większych problemów związanych z COVID-em. Finlandia potrafi w ciągu dwóch tygodni wystawić 400 tysięcy nowoczesnej i dobrze uzbrojonej armii – to wszystko pochodzi z edukacji. W Finlandii przypada najwięcej czasopism i portali informacyjnych na obywatela, a szkoły działają na bardzo wysokim poziomie. Absolwenci tych szkół to świadomi obywatele – dobrzy żołnierze, lekarze, naukowcy. Dlatego Finlandia potrafi przetrwać w tak trudnych warunkach politycznych i klimatycznych.
To wszystko przekłada się na samopoczucie Finów. Według badań, są oni najszczęśliwszym narodem na świecie. Dlaczego zatem to, co oczywiste, nie działa u nas? Czyżby politykom łatwiej było rządzić słabo wyedukowanym społeczeństwem, podatnym na teorie spiskowe?
Vincent V. Severski: Fińskich rozwiązań nie da się skopiować w stu procentach. Możemy jednak obserwować i wdrażać pewne elementy. Finlandia to pięciomilionowy naród na rozległym terytorium, z zupełnie inną historią niż nasza. Finowie nie byli wcześniej suwerennym państwem – dopiero w 1918 roku uzyskali niepodległość. Rosjanie byli tymi, którzy dali im pierwszą formę niezależności, choć Finowie stoczyli z nimi także krwawe wojny. W 1917 roku przeszła przez Finlandię straszna wojna domowa, która zmieniła Finów na zawsze. Po niej nastał brutalny reżim.
Mam wrażenie, że my nie potrafimy nawet wybranych elementów przenieść na nasz grunt. Zmieniają się ekipy rządzące i każda z nich reformuje edukację, przewracając do góry nogami to, co wdrażali poprzednicy.
Brak ciągłości w reformach podważa zaufanie obywateli do państwa. Finowie nie dyskutują o polityce, bo widzą, że wszystko idzie we właściwym kierunku i ufają politykom, których sami wybrali. Uważam jednak, że obserwowanie Skandynawów i wdrażanie ich sprawdzonych rozwiązań w Polsce jest możliwe. Warunkiem jest jednak ciągłość i zgoda co do podstawowych zasad funkcjonowania państwa.
Czy myśli Pan, że dożyjemy takich zmian?
Czasami mam wrażenie, że my już przeszliśmy swoją bezkrwawą wojnę domową.
Ona wciąż trwa. Mam wrażenie, że rodziny nadal nie potrafią usiąść razem przy stole i porozmawiać o polityce.
To społeczny mechanizm. Społeczeństwo, które przechodzi przez takie katharsis, jakie my przeszliśmy, musi się zmieniać i unowocześniać. Nadzieja jest w młodym pokoleniu i kobietach.
I tak przechodzimy do Pana ostatniej książki "Dystopia" – powieści, w której kobiety z wywiadu rozprawiają się z rosyjską agenturą. Chciał Pan, aby książka ukazała się przed ostatnimi wyborami, jednak nie udało się. Dlaczego było to dla Pana tak ważne?
Chciałem zaznaczyć swoje poglądy przed wyborami i oddać hołd polskim kobietom. Obserwowałem ich strajki na ulicach, młodych ludzi tak zaangażowanych. Ta książka jest w pełni poświęcona polskim dziewczynom. I moja przepowiednia się spełniła – to właśnie kobiety i młodzi ludzie doprowadzili do zmiany rządu.
Odszedł Pan z czynnej służby na własną prośbę w 2007 roku. Gdyby ktoś teraz do Pana zapukał i powiedział: "Vincent, kraj Cię potrzebuje, wracaj, porzuć pisanie książek." Co by Pan zrobił?
Piszę książki, aby budować pozytywny etos służby państwu. To najlepsze, co mogę zrobić. Sprzedałem ponad milion egzemplarzy, ale gdybym usłyszał, że mój powrót do służby jest dla Polski konieczny, bez wahania bym wrócił.
Myślę, że Pana żona nie byłaby z tego powodu zadowolona...
Zdecydowanie woli, kiedy piszę książki.
Kiedy czytelnicy będą mogli sięgnąć po Pana najnowszą powieść?
W przyszłym roku. Akcja rozgrywa się ponad 20 lat temu. Pojawiają się w niej znani z poprzednich powieści agenci, którzy mają do rozwikłania pewną tajemniczą sprawę. Tłem jest straszna wojna w Jugosławii i jej konsekwencje – konflikt, który do dziś się tli.
Dziękuję za rozmowę i z niecierpliwością czekam na kolejną zapierającą dech w piersiach szpiegowską historię.
Pogoda bywa kapryśna – kliknij teraz i sprawdź prognozę, żeby nie dać się jej przechytrzyć!